Każdy przypadek absurdalnego lub naruszającego zdrowy rozsądek wyroku jest wykorzystywany przez polityków Zjednoczonej Prawicy jako uzasadnienie do zmian wprowadzanych przez Zbigniewa Ziobrę. Chodzi o wytworzenie następującej dychotomii: albo popierasz nasze „reformy”, albo stajesz po stronie kasty, która krzywdzi ludzi, zabiera im majątki, nie chce ponosić żadnej odpowiedzialności dyscyplinarnej. Innymi słowy jeśli krytykujesz zmiany wprowadzane przez ostatnich pięć lat w sądownictwie, to jesteś zwolennikiem status quo ante. Szczególnie mocno jest to obecne w propagandzie uprawianej przez telewizję zwaną dla niepoznaki publiczną.
Jednak to jedna z największych manipulacji, by nie powiedzieć kłamstw, jakimi jesteśmy w ostatnim czasie karmieni. Większość badań opinii publicznej pokazuje, że większość Polaków jest zwolennikami zmian w sądownictwie. Mało tego, wszystkie siły polityczne, które są w parlamencie opowiadają się za zmianami w tej sferze. Pomysły bywają różne, ale – wbrew narracji partii rządzącej – nikt nie uważa, że sytuacja w wymiarze sprawiedliwości jest różowa. Warto przypomnieć, że gdy w 2011 roku Donald Tusk powierzył stanowisko ministra sprawiedliwości Jarosławowi Gowinowi, zadanie jakie przed nim postawił było właśnie takie wprowadzenie zmian, by wyroki zapadały szybciej, a gdy już zapadną, by nie stały w jawnej sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem. Gowin kilka zmian przeprowadził, lecz w międzyczasie determinację Tuska osłabiła niechęć do Gowina. Ówczesny premier nie chciał by Gowin osiągnął zbytni sukces, ponieważ już wtedy Gowin zaczął wyrastać na jego głównego krytyka wewnątrz obozu rządzącego.
Również jednoznaczne są statystyki, które pokazują, że postępowania przed sądem są coraz dłuższe, a system nie jest efektywny. Problem jednak w tym, że od pięciu lat, od kiedy PiS zabrał się za robienie swoich reform, większość wskaźników tylko się pogorszyła. Obóz rządzący winę za to zrzuca na sędziów, którzy jakoby przeprowadzają rokosz, podkładając – jak to ujął kiedyś Zbigniew Ziobro – ładunek wybuchowy pod polskim sądownictwem. Tu jednak dochodzimy do najpoważniejszego problemu – PiS skupił się niemal wyłącznie na zmianach polityczno-nadzorczych. Wprowadził ustawy, które mają umożliwiać karanie czy dyscyplinowanie sędziów. Zmienił zasady wyłaniania Krajowej Rady Sądownictwa, I Prezesa Sądu Najwyższego, powoływania szefów poszczególnych sądów itp. Wszystko, by poddać tę część państwa swojej politycznej kontroli. Jednak od wszczynania spraw dyscyplinarnych wobec sędziów krytykujących zmiany, chodzących na marsze w obronie niezależności sądów, lub podejmujących decyzje, które nie podobają się władzy, procesy nie będą szybsze ani wyroki sprawiedliwsze. Podobnie jak w wielu innych sferach, PiS postawił na rewolucję kadrową i postawienie na swoich ludzi. Sęk w tym, że ludzie Ziobry wcale nie są najwybitniejszymi prawnikami. Co to za ekipa, mogliśmy się przekonać przy okazji afery hejterskiej, po której stanowisko stracił wiceminister Łukasz Piebiak, zresztą sam sędzia. Wielu z awansowanych to ludzie mający skomplikowaną przeszłość, pomijani przy awansach w dawnych czasach, niektórzy sami mający za sobą sprawy dyscyplinarne. Taką ekipą nie da się zrobić sanacji wymiaru sprawiedliwości.
W efekcie kolejnych ustaw i zarządzeń PiS jest dziś bliżej niż kiedykolwiek podporządkowania sobie wymiaru sprawiedliwości. Ale jak na razie nie ma tu żadnych efektów dla obywateli, którzy rzekomo – jak twierdzi władza – popierają reformy. Przeciwnie, sondaż DGP pokazał ostatnio, że większość Polaków jest przeciwna np. ustawie dyscyplinującej.
Wbrew więc narracji Zjednoczonej Prawicy, krytyka poczynań ekipy Zbigniewa Ziobro to nie chęć przywrócenia stanu poprzedniego, lecz wyraz niezgody na sposób, w jaki PiS się za zmiany w sądownictwie zabrał. A to kolosalna różnica. Jednak stosowany przez PIS moralny szantaż ma prowadzić do sytuacji zero-jedynkowej. Albo jesteś za, albo przeciw. Nie ma tu miejsca na żadną pogłębioną dyskusję nad tym, jak powinien wyglądać ustrój sądów w Polsce, jakie modelu chcemy, jak powinna w praktyce wyglądać realizacja zasady trójpodziału władzy czy niezależności sądownictwa.