Było coś niezwykle charakterystycznego w sobotnim przemówieniu Donalda Tuska, w którym zachwalał kandydaturę Rafała Trzaskowskiego.
Dlaczego Donald Tusk i Jarosław Kaczyński przekonują, że Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki to kandydaci niezależni i obywatelscy
Premier bowiem zapewniał, że kandydat wyłoniony przez Koalicję Obywatelską będzie naprawdę niezależny i obywatelski. Co ciekawe, dokładnie to samo o własnym kandydacie mówił dwa tygodnie wcześniej Jarosław Kaczyński, zachwalając kandydaturę prezesa IPN Karola Nawrockiego. Wówczas mogło się wydawać, że z badań zamówionych przez Prawo i Sprawiedliwość wynika, że istnieje obawa, iż kandydat czysto partyjny nie uzyska szerszego poparcia. Ale w sytuacji, gdy dwaj najważniejsi gracze na polskiej scenie politycznej zapewniają o niezależności kandydatów, widzimy, że chodzi o coś więcej, niż o elektorat tej czy innej partii.
Wygląda bowiem na to, że prezydentura Andrzeja Dudy wyznaczyła pewną granicę partyjnego sprawowania tego urzędu i dziś Polacy oczekują zmiany. Liczą na to, że głowa państwa będzie znacznie bardziej aktywna i nie będzie stać w cieniu partyjnego lidera. A największym paradoksem jest to, że aby Polacy – z obu stron barykady – w to uwierzyli, muszą ich o tym zapewnić partyjni liderzy. I ci właśnie przekonywali o tym, że ich protegowani zakończą wojnę polsko-polską i doprowadzą do narodowego pojednania.
Dlatego też nie dziwią propozycje programowe, które w sobotę przedstawił Trzaskowski. Co ciekawe prezydent Warszawy zaprezentował program na przeszłość i na przyszłość. Na przeszłość, bo mówił, co zmieniłoby się w Polsce, gdyby to on został prezydentem w 2020 roku. Trzaskowski mówił, że gdyby tamte wybory potoczyły się inaczej, nie byłoby w Polsce takiej inflacji, „niszczenia polskiej szkoły”, „średniowiecznego prawa aborcyjnego”. Co ciekawe, żadna z tych rzeczy nie zależy od prezydenta. Inflacja w znacznej mierze jest efektem agresywnych działań Rosji, która najpierw wywołała kryzys gazowy i energetyczny, a później zaatakowała Ukrainę wywołując pełnoskalową wojnę. Czyżby Trzaskowski uważał, jak Trump, że gdyby to on był prezydentem, wojna by nie wybuchła?