Zjednoczenie Włoch w 1860 r. było zatem dziełem pod każdym względem rewolucyjnym i eksperymentalnym. Dokonało się dzięki uporowi Giuseppe Garibaldiego, twórcy koncepcji Risorgimento – odrodzenia Włoch. Garibaldi, postać niezwykle barwna i charyzmatyczna, był przeciwnikiem bonapartyzmu, wolnomularzem i wielkim mistrzem loży Grande Oriente d’Italia. Dlatego część Włochów – przeciwna koncepcji zjednoczenia – do dzisiaj oskarża autorów idei Risorgimento o udział w wielkim spisku masońskim. Co ciekawe, to dopiero włoski faszyzm, wrogo nastawiony do masonerii, ale jednocześnie gloryfikujący zjednoczenie Włoch, przyczynił się do złagodzenia krytyki owego „masońskiego spisku”, który miał rzekomo doprowadzić do federalizacji Italii.
Koncepcja odrodzenia Włoch musiała jednak znaleźć jakieś ideologiczne oparcie. Jak można było mówić o odrodzeniu, skoro nigdy tak naprawdę nie istniało jednolite państwo włoskie ani też jeden naród zamieszkujący Półwysep Apeniński? Twórcy romantycznej koncepcji scalenia narodu musieli sięgnąć do czasów starożytnych i mocno ponaginać historię, dowodząc, że współcześni Włosi są bezpośrednimi potomkami Rzymian. Niestety, każdy włoski historyk doskonale wiedział, że sami Rzymianie nie stanowili jednolitej grupy etnicznej ani też współcześni mieszkańcy Półwyspu Apenińskiego nie są czystej krwi ich potomkami. O dziedzictwie kulturowym i etnicznym Rzymian mogą w równym stopniu mówić Hiszpanie, Francuzi, Szwajcarzy, Słoweńcy czy Rumuni. Liczne podboje Italii od V do XVII w. przemieszały krew rzymską z germańską, słowiańską, azjatycką, afrykańską, bliskowschodnią itd.
Czytaj więcej
Zawsze powtarzam, że włoskiego faszyzmu i ruchów jemu pokrewnych w XX-wiecznej Europie nie można analizować jedynie przez pryzmat osobowości dyktatorów. Te ideologie kształtowały się od czasu, kiedy ludność Europy zaczęła myśleć w kategoriach narodowych. W przypadku Italii ma to szczególne znaczenie.
Zjednoczenie Włoch nie dokonywało się zresztą pod protektoratem jakiejś starej rzymskiej rodziny patrycjuszowskiej, ale pod berłem dynastii sabaudzkiej, która miała w sobie więcej krwi niemieckiej i francuskiej niż włoskiej. Pierwszy król Włoch Wiktor Emanuel II nie rozumiał słowa po włosku, posługiwał się jedynie piemonckim dialektem języka francuskiego. Dlatego, kiedy otwierał pierwsze posiedzenie włoskiego parlamentu, wygłosił przemówienie inauguracyjne, odczytując tekst napisany fonetycznie po francusku. Wyszedł z tego jakiś komiczny bełkot, który spowodował, że część deputowanych kryła twarze w dłoniach, żeby ukryć spazmy śmiechu. Także tak wielbiony przez faszystowską propagandę król Wiktor Emanuel III, panujący w latach 1900–1946, z rodziną i dworzanami rozmawiał wyłącznie po piemoncku. Nie było w tym nic dziwnego. Literackim językiem włoskim posługiwało się w życiu codziennym ok. 2–3 proc. społeczeństwa. Większość obywateli zjednoczonej Italii nie rozumiała literackiego włoskiego i posługiwała się najróżniejszymi dialektami, które nawet dla mieszkańców sąsiadujących ze sobą miast bywały zupełnie niezrozumiałe. Do 1860 r. w Państwie Kościelnym, Lombardii i kilku innych państewkach Italii językiem urzędowym była tzw. eklezjalna łacina, którą Wergiliusz, Swetoniusz czy Cezar byliby zniesmaczeni. We Florencji, Lukce czy Pizie posługiwano się dialektem toskańskim. Im bardziej jechało się na południe Półwyspu Apenińskiego, tym więcej można było napotkać regionów, w których nawet świetni językoznawcy mieli problemy z zakwalifikowaniem miejscowego narzecza.
Panował tam, podobnie zresztą jak w całej Italii, lokalny patriotyzm, nazywany campanilismo – od słowa campanile, czyli „dzwonnica”. Każde miasto i miasteczko miało na rynku głównym dzwonnicę kościelną. Dzwon wzywał na mszę, ale także zwoływał mieszkańców miasta i okolic w przypadku wojny lub katastrofy naturalnej. Dla każdego Włocha jego lokalna dzwonnica była symbolem ziemi ojczystej. Koncepcja zjednoczonej Italii pod władzą „Francuzów” z Piemontu była dla campanilistów koncepcją całkowicie niezrozumiałą.