Psy wojny

Żołnierz najemny, jak dowodzą badania historyczne, jest profesją równie starą jak kurtyzana. Obecnie prywatne armie to po prostu firmy, które oferują swoje usługi organizacjom międzynarodowym, wielkim korporacjom, a nawet osobom prywatnym.

Publikacja: 11.05.2023 21:00

Generał Jerzy Waszyngton rozmawia z najemnikami heskimi pojmanymi przez Armię Kontynentalną w czasie

Generał Jerzy Waszyngton rozmawia z najemnikami heskimi pojmanymi przez Armię Kontynentalną w czasie bitwy pod Trenton 26 grudnia 1776 r. Obraz został namalowany przez amerykańskiego artystę Johna Trumbulla między 1786 a 1828 r.

Foto: Yale University Art Gallery/Wikipedia

Dawniej nazywano ich żołdakami, bo dla żołdu i przygody wojennej gotowi byli oddać nie tylko życie, ale nawet zaprzedać duszę. Obecnie bardziej pasuje do nich wymyślone przez Fredericka Forsytha określenie „psy wojny”. Niczym XVI-wieczni landsknechci dzisiejsi najemnicy tworzą prywatne armie do wynajęcia i wzorem swoich poprzedników w walce nie mają sobie równych. Najbardziej znanymi najemnikami w historii byli XVII- i XVIII-wieczni piechurzy landgrafów Hesji-Kassel, którzy za pieniądze wynajmowani byli innym krajom do walki.

Oddziały heskie najmocniej zapadły w pamięć Amerykanom. W czasie wojny o niepodległość Ameryki landgraf Fryderyk II wysłał swojemu siostrzeńcowi, królowi Wielkiej Brytanii Jerzemu III, znakomicie przeszkolonych i wyposażonych 16 992 heskich żołnierzy. Wśród nich wyróżniał się szczególnie Pułk Fizylierów pod dowództwem generała Wilhelma von Knyphausena. Oddziały heskie były tak wyszkolone, zorganizowane, zahartowane w boju i przestrzegające surowej dyscypliny, że swoim kunsztem militarnym górowały zarówno nad wojskami brytyjskimi, jak i świeżo uformowaną Armią Kontynentalną. Okrucieństwo najemników heskich pozostawiło po sobie trwałą niechęć Amerykanów do Niemców i ich języka. Do tradycji i literatury amerykańskiej przeszła nawet legenda o bezgłowym najemniku heskim, który ukazuje się w każde święto Halloween w miejscowości Sleepy Hollow, położonej na północ od Nowego Jorku.

Współczesne formacje wojskowe składające się z ochotników walczących za pieniądze nie różnią się szczególnie od swoich heskich poprzedników. Wiele oddziałów najemnych powstało zwłaszcza w Afryce w okresie postkolonialnym. Konflikty w Demokratycznej Republice Konga (DRK), Katandze, Biafrze czy Angoli przyciągały awanturników lub spłukanych finansowo weteranów narodowych sił specjalnych.

Najbardziej znanym kondotierem XX w., który stał się archetypem forsythowskiego „psa wojny”, był francuski pułkownik Gilbert Bourgeaud, znany bardziej pod pseudonimem Bob Denard. Po latach służby w Indochinach i Maroku walczył jako najemnik u boku prezydenta Katangi i premiera DRK Mojżesza Kapendy Czombe. Po wyjeździe z Afryki Bob Denard udał się na Komory, niewielkie wyspiarskie państewko w północnej części Kanału Mozambickiego, gdzie aż 15-krotnie organizował przewrót wojskowy. Jego marzeniem było stworzenie z tych wysp bazy współczesnych piratów, którzy atakowaliby statki handlowe przepływające przez Kanał Sueski i Morze Czerwone ku otwartym akwenom Oceanu Indyjskiego. Ale życie najemnika jest pełne ryzyka. Denard ostatnie pięć lat życia spędził we francuskim więzieniu skazany za organizację zamachu stanu w Beninie.

W obronie Mojżesza Czombego, demokratycznie wybranego prezydenta Katangi, walczyli także polscy najemnicy. Prywatnym oddziałem polskich żołnierzy dowodził były oficer Wojska Polskiego, zaciekły antykomunista Rafał Gan-Ganowicz, znany bardziej pod pseudonimem korespondenta Radia Wolna Europa Jerzego Rawicza. Jego nienawiść do ZSRR była tak wielka, że próbował zorganizować zbrojny opór wszędzie tam, gdzie pojawiało się sowieckie zagrożenie. W 1967 r. grupa Gan-Ganowicza zestrzeliła nawet radziecki samolot pilotowany przez płk. Kozłowa, dowódcę grupy „radzieckich doradców” kierujących komunistyczną rebelią w Jemenie.

Czy zatem najemnicy są bohaterami czy zwykłymi zbirami? Przede wszystkim są nieprzewidywalni. Bywają bardzo niebezpieczni dla swoich protektorów, kiedy tracą do nich zaufanie. Powinien o tym pamiętać zwłaszcza Władimir Putin, który w 2014 r. pozwolił byłemu oficerowi GRU Dmitrijowi „Wagnerowi” Utkinowi założyć wzorowaną na amerykańskiej grupie Blackwater prywatną firmę wojskową złożoną z byłych oficerów zawodowych Armii Federacji Rosyjskiej. Ta formacja miała m.in. wspierać rosyjską agresję na Ukrainę. Dzisiaj jej dowódca Jewgienij Wiktorowicz Prigożyn zaczyna otwarcie krytykować Putina i rosyjskiego ministra obrony narodowej Siergieja Szojgu. Wiemy, jak w przeszłości takie konflikty się kończyły. Historia lubi się powtarzać.

Dawniej nazywano ich żołdakami, bo dla żołdu i przygody wojennej gotowi byli oddać nie tylko życie, ale nawet zaprzedać duszę. Obecnie bardziej pasuje do nich wymyślone przez Fredericka Forsytha określenie „psy wojny”. Niczym XVI-wieczni landsknechci dzisiejsi najemnicy tworzą prywatne armie do wynajęcia i wzorem swoich poprzedników w walce nie mają sobie równych. Najbardziej znanymi najemnikami w historii byli XVII- i XVIII-wieczni piechurzy landgrafów Hesji-Kassel, którzy za pieniądze wynajmowani byli innym krajom do walki.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar