Jaką płeć ma terroryzm?

Do połowy XX stulecia uważano, że terroryzm to męska sprawa. Później się okazało, że kobiety odgrywają w nim bardzo ważną, często dominującą rolę.

Publikacja: 30.03.2023 22:00

13 lipca 1793 r. Marie Anne Charlotte de Corday d’Armont zasztyletowała Jeana-Paula Marata

13 lipca 1793 r. Marie Anne Charlotte de Corday d’Armont zasztyletowała Jeana-Paula Marata

Foto: CLASSIC IMAGE / ALAMY STOCK PHOTO / BEW

1 kwietnia 1971 r. Roberto Quintanilla Pereira, konsul generalny Boliwii w Hamburgu, został poproszony o spotkanie z atrakcyjną blondynką. Problem miał dotyczyć wniosków wizowych. Pereira zwykle był bardzo podejrzliwy, jednak tym razem intuicja go zawiodła. Nagle dziewczyna sięgnęła do torebki, wyciągnęła rewolwer Colt Cobra .38, taki sam, jakiego w 1963 r. użył Jack Ruby, aby zamordować Lee Harveya Oswalda. Z bliska oddała trzy precyzyjne strzały w klatkę piersiową konsula. Podobno dziury po kulach wyznaczały regularny trójkąt, V jak w wyrazie „vendetta”. Na miejscu zbrodni porzuciła kartkę z napisem: „Victoria o Muerte (Zwycięstwo lub śmierć)! ELN”. Było to hasło boliwijskiej partyzantki, Ejército de Liberación Nacional (Armia Wyzwolenia Narodowego), oddziałów założonych przez samego Ernesta Che Guevarę.

Uciekając, morderczyni gwałtownie starła się z żoną Roberto Quintanilli. Straciła nie tylko cenny czas, ale także pistolet, torebkę, okulary i perukę. Mimo że policja natychmiast otoczyła konsulat szczelnym kordonem, zamachowczyni udało się zbiec.

Powód zamachu był oczywisty. Roberto Quintanilla był niegdyś brutalnym szefem boliwijskich tajnych służb, odpowiedzialnym za torturowanie i egzekucje wielu lewicowych bojowników podziemia – w tym Che Guevary. Od tego czasu ciążyła na nim klątwa rzucona przez Fidela Castro, przywódcę kubańskiej rewolucji i towarzysza broni Che. Fidel chciał, aby zginęli wszyscy odpowiedzialni za śmierć jego przyjaciela (Che rozstrzelano 9 października 1967 r. w boliwijskiej La Higuerze). Quintanilla był celem numer jeden na liście. To przecież on kazał obciąć dłonie martwemu Guevarze – miał to być makabryczny dowód jego śmierci – i to on poinformował świat o egzekucji rewolucjonisty. Ta klątwa odnalazła Quintanilla nad Łabą, gdzie ukrył się za tarczą dyplomaty.

Sprawa zelektryzowała media. Ekscytujące dla niemieckich gazet było to, że anioł zemsty Che Guevary miał pochodzić ze spokojnej Górnej Bawarii. Wszystko bowiem wskazywało na to, że za zamachem stoi Monika Ertl. To było niewiarygodne. Tym bardziej że jej ojcem był słynny Hans Ertl – utalentowany alpinista i genialny operator, który przed II wojną światową kręcił dla Hitlera filmy, także „Olimpiadę” w reżyserii samej Leni Riefenstahl. Hansowi wiele można zarzucić, także to, że był nazistą, dla którego ideologia była czymś w rodzaju religii, ale nie to, że wpoił córce lewicowe przekonania. To jednak ta kobieta podniosła broń i wzięła odwet za jedną z najsłynniejszych egzekucji w historii świata – argentyńskiego rewolucjonisty i kubańskiej legendy, Ernesta Che Guevary.

Ktoś musiał zacząć

Termin „terroryzm” pochodzi z greki i łaciny. Greckie „treo” znaczy „drżeć, bać się”, a łacińskie „terreo” „wywoływać przerażenie, straszyć”. To etymologiczne pochodzenie słowa pozwala bardzo ogólnie zdefiniować terroryzm jako sianie strachu i grozy poprzez terror. Niestety, bardziej precyzyjna definicja terroryzmu w zasadzie nie istnieje, a świat naukowy zna ich grubo ponad 100. W większości z nich występuje jednak stała trójca: polityka, przemoc i strach. Stosowane są natomiast w zależności od przypadku i okoliczności.

Bruce Hoffman, amerykański analityk polityczny specjalizujący się w badaniu terroryzmu, twierdzi, że „człowiek będący dla jednych terrorystą, dla innych jest bojownikiem o wolność”. W podobnym tonie wypowiadał się Jasir Arafat, w latach 1996–2004 prezydent Autonomii Palestyńskiej, który powiedział podczas przemówienia na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 1974 r.: „różnica między rewolucjonistą a terrorystą sprowadza się do tego, o co każdy z nich walczy. Ktokolwiek broni słusznej sprawy, walczy o wolność i wyzwolenie swego kraju od najeźdźców, osadników i kolonistów, nie może być nazwany terrorystą”. Cóż, w czasie II wojny światowej przedstawiciele polskiego ruchu oporu dokonujący zamachów na hitlerowskich oficjeli czy wysadzający pociągi byli przez okupanta uważani za terrorystów, podczas gdy my nazywamy ich bohaterami walki zbrojnej. Wszystko więc wskazuje na to, że ocenę terroryzmu musimy pozostawić w gestii własnej moralności.

Pierwszym znanym z historii terrorystą był żyjący w IV wieku p.n.e. w Efezie, Herostrates. Wydaje się, że był narcyzem, któremu marzyła się wieczna sława. Ale co ma zrobić szewc, aby zapisać się w annałach? Nasz „bohater” doszedł do wniosku, że musi popełnić wielką zbrodnię. Spalił więc efeski Artemizjon, czyli świątynię Artemidy, jeden z siedmiu cudów świata antycznego. Zapłacił za to głową, ale także, co dla niego było gorsze, został skazany na damnatio memoriae, czyli wymazanie ze wszystkich pisanych dokumentów. Miał jednak szczęście. Jedna wzmianka przetrwała do naszych czasów w pismach niejakiego Teopompa z Chois.

Jeszcze starszy jest opis pierwszego zamachu terrorystycznego w wykonaniu kobiety. „A zbliżywszy się do łoża, ujęła go za włosy i rzekła: »Daj mi siłę w tym dniu, Panie, Boże Izraela!«. I uderzyła go dwukrotnie z całej siły w kark, i odcięła głowę. Potem zsunęła jego ciało z posłania, zdjęła kotarę ze słupów [namiotu] i w chwilę później wyszła, podając niewolnicy swojej głowę Holofernesa” (Jdt 13). Tak ten pierwszy akt kobiecego terroru opisuje Biblia Tysiąclecia. Dokonała go Judyta, niezwykle piękna, bogata i bardzo pobożna wdowa. Zdarzenie miało miejsce podczas najazdu wojsk asyryjskich na Izrael. Judyta postanowiła sama obronić oblężone miasto Betulia. W tym celu udała się do obozu Asyryjczyków. Gdy trafiła przed oblicze wodza wrogiej armii, „zachwycił się Holofernes w sercu swoim jej widokiem i dusza w nim doznała gwałtownego wzruszenia. I zapragnął bardzo obcować z nią” (Jdt 12). Holofernes ucztował z Judytą i najwyraźniej chciał ją upić, aby łatwiej sięgnąć po wdzięki. Sytuacja jednak wymknęła mu się spod kontroli i „pił bardzo wiele wina, tyle, ile w jednym dniu nigdy nie wypił, odkąd się urodził” (Jdt 12). Dalszy ciąg znamy. Głowa Asyryjczyka wylądowała najpierw w koszu na żywność, a później zawisła na murach miasta. Na ten widok wroga armia w popłochu uciekła.

Mimo że Stary Testament jest dla wielu osób księgą natchnioną, a słowa w nim zawarte mają wagę faktu, opowieść o Judycie nie znajduje potwierdzenia w znaleziskach historycznych. Motyw kobiety, która udaje się do obozu wroga, aby dokonać krwawej pomsty, jest najprawdopodobniej zaczerpnięty z mitów ugaryckich, zbioru wierzeń ludności zamieszkującej obszary Kanaanu, spisanych jeszcze w epoce brązu, w okresie XV–XIII wieku p.n.e. Jeden z nich, „Opowieść o Aghacie”, bardzo przypomina historię Judyty. Niemniej jej literacka postać wpisuje się w obraz kobiety dokonującej aktu terroru i zawiera trzy elementy występujące w definicjach. Możemy podejrzewać jednak, że ani Judyta, ani Aghata nie zostały wymyślone, a natchnieniem dla autorów były prawdziwe postacie.

W epoce przemysłowej

Następne setki lat są zdominowane przez przypadki terroryzmu męskiego. Działały wówczas tajne stowarzyszenia posługujące się przemocą i strachem, takie jak szyicka sekta asasynów, której członkowie zabijali na rozkaz rycerzy krzyżowych, hiszpańska Garduna, będąca jednocześnie „bractwem pobożnym” i syndykatem zbrodni, Vehmgerichte – samozwańczy sąd kapturowy funkcjonujący w średniowiecznej Westfalii – czy siepacze Iwana Groźnego utrzymujący ład na poddanych ich władzy ziemiach. Stała za nimi zarówno organizacja, jak i ideologia. Trudno tam jednak znaleźć kobiety, zwłaszcza że historię spisywali mężczyźni. Dopiero 13 lipca 1793 r. na scenie pojawia się Marie Anne Charlotte de Corday d'Armont. Tego dnia zasztyletowała Jeana-Paula Marata, polityka czasów rewolucji francuskiej, w jego własnej wannie.

Corday była żyrondystką. Przedstawiciele tego stronnictwa reprezentowali bardziej umiarkowane podejście do rewolucji i byli sceptyczni co do kierunku, w jakim podążała. Ich przeciwnikami byli jakobini, którzy opowiadali się za bardziej radykalnym podejściem, w tym za ideą głoszącą, że jedynym sposobem na przetrwanie wojny domowej jest terroryzowanie i ścinanie przeciwników. Zabójstwo Marata, będącego przywódcą jakobinów, miało być protestem przeciwko prowadzonemu przez nich terrorowi, którego ostrze było skierowane w stronę żyrondystów i kleru.

Przed sądem Corday powiedziała: „Zabiłam jednego człowieka, aby ocalić 100 tysięcy”. Nie broniła się. Podobno stwierdziła, że z chęcią zrobiłaby to jeszcze raz. 17 lipca 1793 r. Charlotte Corday została zgilotynowana za morderstwo i „zdradę kraju”. Jednak przeprowadzony przez nią zamach przyczynił się do zmiany prywatnej i publicznej roli kobiety w ówczesnym społeczeństwie. Idea obywatela drugiej klasy została zakwestionowana. Uważa się, że zamach na Marata był początkiem terroryzmu w społeczeństwie industrialnym.

Działania związane z terroryzmem nasiliły się w drugiej połowie XIX wieku. Wówczas pojawili się anarchiści, którzy głosili hasła buntu przeciwko porządkom społecznym. Nasiliły się ruchy separatystyczne i narodowe, ruchy rewolucyjne. Terroryzm stał się narzędziem walki ze strukturami państwowymi, uderzał w rządy i ich przywódców.

Prawdopodobnie pierwszą organizacją terrorystyczną, w której ważne miejsce zajmują kobiety, jest organizacja rosyjskich rewolucjonistów Narodnaja Wola (1878–1881). Dążyła ona do obalenia caratu i demokratyzacji imperium rosyjskiego. Ich najgłośniejszymi akcjami były: udany zamach na cara Aleksandra II w 1881 r. i nieudany na Aleksandra III w 1887 r. Organizacja została rozbita przez ochranę. W trakcie procesów się okazało, że w zamachy aktywnie były zamieszane kobiety: Hesia Helfman, Wiera Nikołajewna Figner, Sofja Lwowna Pierowska.

Tylko Figner udało się uciec. Nic to jednak nie dało, ponieważ 10 lutego 1883 r. wskutek donosu została aresztowana i skazana na dożywotnią katorgę. Helfman dostała wyrok śmierci, który wskutek nacisków europejskich organizacji socjalistycznych zamieniono na dożywotnie zesłanie. Pierowską powieszono. Wyrok wykonano 15 kwietnia 1881 r. w Petersburgu.

Jego historia, jego wojna

Za symboliczną datę początku nowoczesnego terroryzmu uznaje się 23 lipca 1968 r. Tego dnia Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny (LFWP) porwał samolot izraelskich linii lotniczych El Al. Rok później, 29 sierpnia, dochodzi do następnego zamachu. LFWP uprowadza samolot linii TWA lecący z Aten do Rzymu. Na pokładzie znajduje się 25-letnia piękność Lajla Chalid. Jej urodę natychmiast doceniają media, pisząc o niej „śmiertelna piękność”. To wówczas po raz pierwszy w postrzeganiu zamachowczyń zaczyna mieć znaczenie ich cielesność. Wkrótce na scenie pojawiają się Ulrike Meinhof i Gudrun Ensslin z Frakcji Czerwonej Armii czy Diana Oughton z Weather Underground. Kobiety terrorystki rozbudzają wyobraźnię mas, trafiają do literatury, stają się bohaterkami fotografii, obrazów, sztuk teatralnych. Przekraczają granice poznania. Są jednocześnie fascynujące i przerażające. Zostają elementem popkultury.

Badania naukowe prowadzone w połowie XX w., dotyczące przemocy politycznej, dowodziły, że terroryzm jest sprawą męską. Tymczasem ruchy rewolucyjne lat 60. i 70. pokazały zupełnie inny obraz. Organizacje te w niektórych przypadkach były zdominowane przez kobiety, w innych łączyły się z ich 40-procentowym udziałem. Według prof. Aleksandry Gasztold z Uniwersytetu Warszawskiego taka sytuacja miała miejsce w wielu organizacjach. W tekście „Udział kobiet w organizacjach terrorystycznych. Hiperkobieta – hiperterrorystka” wymienia ona zachodnioniemiecką grupę Baader Meinhof, włoskie Czerwone Brygady, francuską Akcję Bezpośrednią, tzw. Japońską Armię Czerwoną, amerykańskie Czarne Pantery, Weatherman, Symbioniczną Armię Wyzwolenia, peruwiański Świetlisty Szlak, urugwajski Ruch Wyzwolenia Narodowego – Tupamaros. Wspomina także o zachodnioniemieckiej grupie Czerwona Zora, która ostatniego zamachu dokonała w 1995 r., a która zrzeszała wyłącznie kobiety. „Traktowano kobiecy terroryzm jako niszową kategorię, która zakłócała obraz przemocy politycznej odzwierciedlającej uprzywilejowanie mężczyzn. Historia terroryzmu pozostawała »jego« historią, podobnie jak historia wojen” – pisze Gasztold w swojej pracy.

Opiekunka ogniska domowego, matka, kochanka – to ustalone kulturowo stereotypowe wzorce kobiecości. W tym kontekście mężczyzna jawi się jako przywódca, głowa rodziny, ojciec, obrońca. Chociaż grupy terrorystyczne wykorzystują schematy płciowe, twierdząc, że w konspiracji są zaletą, to jednak stosunki społeczne w relacjach między terrorystą i terrorystką się zmieniają. „Kobieta-terrorystka to hyperfeminine, ekstremum, hiperterrorystka, której ramy oceny wykraczają poza logikę zachowań mężczyzn. Interpretacja taka wiąże się z problemem relacji między płciami w systemach patriarchalnych i przeświadczeniem o istnieniu pewnych zbiorów cech zachowań oraz wartości, które można określić jako żeńskie lub męskie” – pisze Gasztold.

Tradycja utrwala podział obowiązków między płciami i to ona uprzywilejowuje mężczyzn i męskość, a kobiety uprzedmiotawia. Pozycja kobiety utrwala się w pozycji ofiary. To tworzy pogląd, że kobiety są pasywne i potrzebują męskiego wsparcia. W konsekwencji tej narracji kobieta jest postrzegana jako zakładnik ugrupowania, jednak biorąc pod uwagę ich liczebność w organizacjach, ten sposób myślenia wydaje się fałszywy. Zresztą przykładem kobiety zakładniczki, która stała się aktywnym członkiem ugrupowania, może być przypadek Patricii (Patty) Hearst, wnuczki i dziedziczki fortuny amerykańskiego magnata prasowego Williama Randolpha Hearsta. Została uprowadzona przez członków skrajnie lewicowej Symbionicznej Armii Wyzwolenia w 1974 r. Zażądano okupu w wysokości 2 mln dol., który miał być przeznaczony na cele społeczne. Okup został przekazany, ale Patty nie opuściła organizacji. Stała się jej aktywnym członkiem. Została aresztowana w 1975 r. i skazana, m.in. za udział w napadzie na bank, na 35 lat więzienia. Jej przesłanki nie są do końca jasne. Nie jest pewne, czy powodem przystąpienia do Armii była trauma, zastraszenie, syndrom sztokholmski, a może jednak była to świadoma decyzja.

Ważną rolę w podjęciu decyzji o wejściu do organizacji może odgrywać środowisko, które kształtuje nasze poglądy polityczne. Ale jeszcze częściej może być to trauma: śmierć członka rodziny, poczucie bezużyteczności „(bezdzietność, wdowieństwo, panieństwo, okaleczenie, gwałt – wtórna wiktymizacja społeczna), potrzeba macierzyńskich odczuć (chwała i prestiż, legenda, przetrwanie społeczności)”, a czasem miłość. Żadne analizy nie potwierdzają, aby przymuszenie było kluczowym powodem przystępowania kobiet do organizacji terrorystycznej. „Udział kobiet w terroryzmie może być próbą uwolnienia się od zależności oraz zdobycia wyższej pozycji w strukturze społecznej” – pisze Aleksandra Gesztold. I dalej dodaje: „Bycie częścią organizacji może zapewniać potrzebę przetrwania w sytuacji wojny domowej, konfliktu zbrojnego, rozpadających się struktur państwowych. Przynależność do grupy może podnieść status społeczny kobiety. (…) Czasy konfliktów i wojen »zawieszają« klasyczny podział na role społeczne. Stąd społeczności tradycyjne w tym wyjątkowym momencie są w stanie zaakceptować udział kobiet w przemocy na równi z mężczyznami”. Zapewne to jest powodem, dla którego kobiety trafiają do islamskich organizacji terrorystycznych.

Polacy nie gęsi...

„Niezwykła była rozprawa z patrolem na rogu Gęsiej i Dzikiej. Do policjanta znajdującego się w towarzystwie dwóch żołnierzy zbliżyła się z uśmiechem na ustach młoda piękna panna” – przytacza wspomnienie z 15 sierpnia 1906 r. portal Ciekawostkihistoryczne.pl. Dalej czytamy: „Gdy znalazła się w odległości jakichś dwóch kroków od patrolu, bojowczyni dała pięć strzałów i po chwili policjant i żołnierze leżeli wyciągnięci na bruku. Żaden z nich nie żył. Nadbiegający żołnierz z patrolu lotnego strzelał do dziewczyny, ta jednak pełzała prawie na czworakach i szybko znikła w Kupieckiej. Pościg nie dał żadnego rezultatu”. Dziewczyny nie udało się zidentyfikować, ale wszystko wskazuje na to, że była jedną z „terrorystek” biorących udział w skumulowanych zamachach PPS-u, które tego dnia zagroziły lub odebrały życie 80 carskim urzędnikom, głównie policjantom, żandarmom i agentom ochrany. Ten dzień przeszedł do historii jako krwawa środa, a piękna panna nie była jedyną koleżanką Józefa Piłsudskiego, która tego dnia oddała strzały.

Kobiety z PPS w związku z ówczesną modą, która sprzyjała takim działaniom, zwykle używane były do transportu broni. Mówiono o nich „dromaderki”. Aleksandra Szczerbińska, późniejsza żona Marszałka, wspomina o transporcie 40 kg dynamitu ukrytym w zakamarkach gorsetu czy 800 nabojach schowanych w obszernych majtkach zawiązanych nad kolanami.

Jeden z najgłośniejszych, choć nieudanych, polskich zamachów przeprowadzonych przez kobiety był skierowany przeciwko Gieorgijowi Antonowiczowi Skałonowi, głównodowodzącemu wojsk Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Wanda Krahelska, krewna Krystyny Krahelskiej, poetki i pierwowzoru pomnika warszawskiej Syrenki, Maria Owczarkówna i Albertyna Helbertówna wynajęły mieszkanie na rogu ulic Natolińskiej i Koszykowej. W pobliżu miał pojawić się Skałon. 18 sierpnia 1906 r. Wanda Krahelska zrzuciła na powóz gubernatora dwie bomby, jednak ten przeżył wybuch i został jedynie lekko ranny w głowę. Prasa donosiła o niezwykle silnym wybuchu, który wybił szyby w sąsiednich kamienicach oraz poranił dwóch kozaków. W odwecie Skałon wprowadził stan wojenny, który trwał aż do połowy 1909 r.

Bojownicy nie porzucili zamiaru pozbycia się Skałona. Postanowili przeprowadzić zamach na generała żandarmerii Lwa Uthoffa, aby zwabić gubernatora na jego pogrzeb i tam dopaść. Tej misji podjęła się Faustyna Morzycka, która stała się pierwowzorem postaci młodej nauczycielki krzewiącej oświatę wśród chłopskich dzieci w noweli Stefana Żeromskiego „Siłaczka”. 10 października 1909 r. w Warszawie Faustyna rzuciła bombę. To była katastrofa. Zginęły dwie niewinne osoby, 13 zostało ciężko rannych. Wyrzuty sumienia nie pozwoliły Morzyckiej żyć. Wkrótce popełniła samobójstwo. Mimo że PPS nigdy nie porzucił zamiaru zabicia gubernatora, ich plany pokrzyżowała natura. Skałon zmarł z przyczyn naturalnych 1 lutego 1914 r.

Legenda mówi, że gdy Piłsudski rozpoczął organizację Legionów, najbardziej zaangażowane bojowczynie, zwane cyngielkami Piłsudskiego, zgoliły włosy, piersi ukryły pod bandażami i założyły męskie mundury. Opowieść nie wspomina jednak o ich dokonaniach w okopach ani późniejszym losie. Nie wiadomo też, ile prawdy jest w tej opowieści. Pewne jest jednak, że nie musimy się wstydzić za swoje „terrorystki”, które kiedyś walczyły o wolną Polskę.

Patty Hearst (ur. 20 lutego 1954 r.)

Patty Hearst (ur. 20 lutego 1954 r.)

Alamy Stock Photo/BE&W

1 kwietnia 1971 r. Roberto Quintanilla Pereira, konsul generalny Boliwii w Hamburgu, został poproszony o spotkanie z atrakcyjną blondynką. Problem miał dotyczyć wniosków wizowych. Pereira zwykle był bardzo podejrzliwy, jednak tym razem intuicja go zawiodła. Nagle dziewczyna sięgnęła do torebki, wyciągnęła rewolwer Colt Cobra .38, taki sam, jakiego w 1963 r. użył Jack Ruby, aby zamordować Lee Harveya Oswalda. Z bliska oddała trzy precyzyjne strzały w klatkę piersiową konsula. Podobno dziury po kulach wyznaczały regularny trójkąt, V jak w wyrazie „vendetta”. Na miejscu zbrodni porzuciła kartkę z napisem: „Victoria o Muerte (Zwycięstwo lub śmierć)! ELN”. Było to hasło boliwijskiej partyzantki, Ejército de Liberación Nacional (Armia Wyzwolenia Narodowego), oddziałów założonych przez samego Ernesta Che Guevarę.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Cud nad urną. Harry Truman, cz. IV
Historia świata
Niemieckie „powstanie” przeciw Hitlerowi. Dziwny zryw w Bawarii
Historia świata
Popychały postęp i były źródłem pomysłów. Jak powstawały akademie nauk?
Historia świata
Wenecki Kamieniec. Tam, gdzie Szekspir umieścił akcję „Otella"
Historia świata
„Guernica”: antywojenny manifest Pabla Picassa