Byłoby stratą czasu przekonywanie o jak mocnym mówimy pomówieniu, dodam tylko, że dla osoby z branży reklamowej, szkoda zwiększa się o straty w jej komercyjnym (reklamowym) wizerunku.
Sprawę karną o zniesławienia (na podstawie art. 212 Kodeksu karnego, za co grozi do roku więzienia) ma wygraną niemal z automatu: musi tylko ustalić odpowiedzialnych za inkryminowaną publikację, przedruk. W takim procesie nie ma wręcz mowy o zasłanianiu się prawdą, gdyż dowód prawdy dotyczący zarzutów z życia prywatnego jest niedopuszczalny. Niedopuszczalne jest więc dowodzenie że K. mogła być prostytutką.
Od razu powiedzmy słowo o prawnym statusie plotki. Generalnie, fakt powtarzania za kimś stwierdzeń godzących w cudze dobra osobiste nie usprawiedliwia naruszającego. Krótko mówiąc, powtarzający plotkę odpowiada identycznie jak ten, kto ją rozpowszechnia jako pierwszy.
Stawka na prawdę
Nieco bardziej skomplikowana byłaby sprawa cywilna o ochronę dóbr osobistych. Przebiegać będzie podobnie jak karna, gdyby obrażona kobieta powołała się tylko na naruszenie prywatności. Wystarczy że powie: to jest moja prywatna spawa ! Prywatność każdej osoby, nawet publicznej, jeśli nie wiąże się wprost z wykonywaną funkcją publiczną, jest chroniona. Nie ma wtedy potrzeby zadawać pytań i dowodzić czy zarzut o prostytucji jest prawdziwy.
Celebrytka mogłaby też wybrać bardziej ofensywne roszczenie, żądać zadośćuczynienia nie tylko za naruszenie prywatności, ale także dobrego imienia, czci, mówiąc, że inkryminowana informacja jest nieprawdziwa. Wtedy rozgłaszający ją musi wykazać jej prawdziwość. Ale także to, że jej rozgłoszenie publiczne zostało uczynione w jakimś uzasadnionym społecznie celu. Trudno takiego celu dopatrzyć się w przypadku nawet bardzo znanej celebrytki, występującej w rozrywkowych programach. Można by to rozważać w przypadku polityka wyższej rangi, podobne perypetie jak Joanna K. przechodzi żona byłego niemieckiego prezydenta.