Reklama
Rozwiń
Reklama

Paweł Litwiński: DSA to nie cenzura, tylko próba odzyskania kontroli

Przepisy dotyczące blokowania nielegalnych treści w ustawie wdrażającej DSA to nie cenzura, tylko chęć skończenia ze swoistym eksterytorialnym statusem dużych platform internetowych.

Publikacja: 24.11.2025 13:16

Przepisy dotyczące blokowania nielegalnych treści zawarte w ustawie wprowadzającej DSA to nie cenzur

Przepisy dotyczące blokowania nielegalnych treści zawarte w ustawie wprowadzającej DSA to nie cenzura - pisze dr Paweł Litwiński

Foto: Adobe Stock

Cenzura – w ślad za Słownikiem Języka Polskiego PWN to „urzędowa kontrola publikacji, widowisk teatralnych, audycji radiowych itp., oceniająca je pod względem politycznym lub obyczajowym”. Cenzury prewencyjnej, a więc mechanizmu uzależniającego opublikowanie lub wyemitowanie określonego przekazu od uprzedniego przyzwolenia organu władzy publicznej, zakazuje Konstytucja RP w art. 54.

Cenzura kojarzy się nam jednoznacznie – z urzędem z siedzibą przy ulicy Mysiej, jakże charakterystycznym dla lat słusznie minionych. Tymczasem w ostatnich tygodniach w przestrzeni publicznej pojawiło się mnóstwo zarzutów dotyczących chęci wprowadzenia w naszym kraju cenzury właśnie, pod przykrywką wdrożenia unijnego Aktu o usługach cyfrowych (Digital Service Act, w skrócie DSA). Czy więc ustawa, którą 21 listopada uchwalił Sejm, oznacza reaktywację Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk? Nie, a wręcz przeciwnie.

Decyzję o blokowaniu treści w internecie podejmie Urząd Komunikacji Elektronicznej

Ustawa o zmianie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz niektórych innych ustaw, bo to wokół niej krążą zarzuty o cenzurę mediów, została przyjęta w związku z koniecznością wdrożenia przez Polskę przepisów wspomnianego DSA. To unijne rozporządzenie, którego celem jest m.in. walka z nielegalnymi treściami w internecie i przeciwdziałanie zbyt szerokiej władzy platform internetowych, czyli wielkich, prywatnych przedsiębiorców, takich jak choćby Meta (Facebook, Instagram), od których jednostronnych decyzji zależy to, co na ich platformach się pojawia, a co nie.

Czytaj więcej

Katarzyna Szymielewicz, Wojciech Klicki: Nie ma darmowych ubezpieczeń

Nasz kraj, przyjmując ustawę wprowadzającą DSA, zdecydował się zawrzeć w niej przepisy o krajowej procedurze wydawania nakazów blokowania treści dotyczących określonych przestępstw, których w ustawie wyliczono 27. Nie ma tutaj mowy o cenzurze – jest mowa o blokowaniu treści, które i tak są nielegalne, a ten stan nielegalności wynika z obowiązujących od dawna regulacji. Nie ma też mowy o uznaniowości blokującego, bo nakaz może dotyczyć wyłącznie treści dotyczących przestępstw wyliczonych w formie zamkniętego katalogu: będzie mógł zostać wydany w przypadku treści dotyczących takich przestępstw, jak handel ludźmi, wykorzystywanie seksualne małoletnich, oszustwa internetowe, kradzież tożsamości, zlecenie zabójstwa czy namawianie do samobójstwa. Przykładowo, jeżeli ktoś opublikuje wpis, że poszukuje zabójcy na swoje zlecenie albo potencjalny zabójca będzie próbował reklamować swoje usługi, to policja, prokurator lub każdy z nas będzie mógł złożyć wniosek o zablokowanie takich treści, a prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej będzie mógł wydać decyzję nakazującą blokadę. Co dodatkowo istotne, będzie się to odbywało w stosunkowo krótkim czasie (dwa dni w przypadku wniosku policji lub prokuratora, a siedem dni w przypadku użytkownika platformy), a od nakazu zablokowania treści będzie przysługiwało prawo odwołania do sądu (do polskiego sądu, dodajmy).

Reklama
Reklama

O blokowaniu treści decydują platformy internetowe, a teraz będzie to robić państwo

No dobrze, powie ktoś, ale po co wprowadzać te przepisy, skoro platformy same dbają o to, żeby nie rozpowszechniać u siebie tego, co nielegalne? Dbają, oczywiście – problem w tym, że robią to na swoich zasadach, przez siebie określanych i zmienianych, których treść bywa czasem nieco niejasna (któż nie słyszał o „standardach społeczności” w przypadku Mety). Decyzja o usunięciu (lub o nieusuwaniu) określonej treści jest wyrazem jednostronnej decyzji danej platformy i i nie ma od niej jakiejkolwiek procedury odwoławczej poza możliwością skierowania sprawy na ogólnych zasadach do sądu, co trwa i kosztuje.

Czytaj więcej

Panel prawników

Prawnicy: Aby walczyć z hejtem potrzebujemy ślepych pozwów

Zablokowana przez Meta w 2018 r. Społeczna Inicjatywa Narkopolityki do dzisiaj, a mamy koniec 2025 r., nie odzyskała dostępu do swojego profilu na Facebooku mimo wygranej (nieprawomocnie) przed polskim sądem. Z drugiej strony, ilu z nas zdarzało się zgłaszać jako nielegalne treści na przeróżnych platformach, a ilu udało się doprowadzić do ich zablokowania? A gdy spotkaliśmy się z odmową, czy otrzymaliśmy jasne i zrozumiałe uzasadnienie decyzji, czy tylko odwołanie do „obowiązujących standardów”?

Przepisy dotyczące blokowania nielegalnych treści zawarte w ustawie wprowadzającej DSA to nie cenzura – to próba (czy będzie skuteczna, to przyszłość pokaże) odzyskania suwerenności przez nasze państwo w stosunku do tego, do czego my wszyscy w naszym kraju mamy dostęp w sieci Internet. To, mówiąc obrazowo, próba skończenia ze swoistym eksterytorialnym statusem platform internetowych – przy czym, o ile w prawie międzynarodowym eksterytorialny status musi wynikać z odpowiednich umów, o tyle w tym przypadku wynika tylko i wyłącznie z władzy nad medium, jakim jest Internet, sprawowanej przez największych graczy. A ponieważ mamy już za sobą nieudane próby rozwiązania tego problemu oparte na porozumieniu z platformami (przypomnę umowę zawartą w 2018 r. przez Ministerstwo Cyfryzacji z „przedstawicielami Facebooka”), ingerencja ustawodawcy wydaje się naturalnym kolejnym krokiem.

Autor jest doktorem, adwokatem, partnerem w Barta Litwiński Kancelaria Radców Prawnych i Adwokatów sp.p.

Cenzura – w ślad za Słownikiem Języka Polskiego PWN to „urzędowa kontrola publikacji, widowisk teatralnych, audycji radiowych itp., oceniająca je pod względem politycznym lub obyczajowym”. Cenzury prewencyjnej, a więc mechanizmu uzależniającego opublikowanie lub wyemitowanie określonego przekazu od uprzedniego przyzwolenia organu władzy publicznej, zakazuje Konstytucja RP w art. 54.

Cenzura kojarzy się nam jednoznacznie – z urzędem z siedzibą przy ulicy Mysiej, jakże charakterystycznym dla lat słusznie minionych. Tymczasem w ostatnich tygodniach w przestrzeni publicznej pojawiło się mnóstwo zarzutów dotyczących chęci wprowadzenia w naszym kraju cenzury właśnie, pod przykrywką wdrożenia unijnego Aktu o usługach cyfrowych (Digital Service Act, w skrócie DSA). Czy więc ustawa, którą 21 listopada uchwalił Sejm, oznacza reaktywację Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk? Nie, a wręcz przeciwnie.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie Prawne
Piotr Mgłosiek: Trybunał w Strasburgu po raz kolejny umył ręce
Materiał Promocyjny
Twoja gwiazda bliżej niż myślisz — Mercedes Van ProCenter
Opinie Prawne
Katarzyna Szymielewicz, Wojciech Klicki: Nie ma darmowych ubezpieczeń
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Prezydent w stronie biernej
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Każdy ma prawo do sądu – własnego, na dowolny temat
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępcy zwiększają skalę ataków na urządzenia końcowe – komputery i smartfony
Opinie Prawne
Sławomir Wikariak: Pegasus niczego nie nauczył rządzących
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama