Cenzura – w ślad za Słownikiem Języka Polskiego PWN to „urzędowa kontrola publikacji, widowisk teatralnych, audycji radiowych itp., oceniająca je pod względem politycznym lub obyczajowym”. Cenzury prewencyjnej, a więc mechanizmu uzależniającego opublikowanie lub wyemitowanie określonego przekazu od uprzedniego przyzwolenia organu władzy publicznej, zakazuje Konstytucja RP w art. 54.
Cenzura kojarzy się nam jednoznacznie – z urzędem z siedzibą przy ulicy Mysiej, jakże charakterystycznym dla lat słusznie minionych. Tymczasem w ostatnich tygodniach w przestrzeni publicznej pojawiło się mnóstwo zarzutów dotyczących chęci wprowadzenia w naszym kraju cenzury właśnie, pod przykrywką wdrożenia unijnego Aktu o usługach cyfrowych (Digital Service Act, w skrócie DSA). Czy więc ustawa, którą 21 listopada uchwalił Sejm, oznacza reaktywację Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk? Nie, a wręcz przeciwnie.
Decyzję o blokowaniu treści w internecie podejmie Urząd Komunikacji Elektronicznej
Ustawa o zmianie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz niektórych innych ustaw, bo to wokół niej krążą zarzuty o cenzurę mediów, została przyjęta w związku z koniecznością wdrożenia przez Polskę przepisów wspomnianego DSA. To unijne rozporządzenie, którego celem jest m.in. walka z nielegalnymi treściami w internecie i przeciwdziałanie zbyt szerokiej władzy platform internetowych, czyli wielkich, prywatnych przedsiębiorców, takich jak choćby Meta (Facebook, Instagram), od których jednostronnych decyzji zależy to, co na ich platformach się pojawia, a co nie.
Czytaj więcej
Czy można uzależniać zawarcie umowy od wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych? Model „...
Nasz kraj, przyjmując ustawę wprowadzającą DSA, zdecydował się zawrzeć w niej przepisy o krajowej procedurze wydawania nakazów blokowania treści dotyczących określonych przestępstw, których w ustawie wyliczono 27. Nie ma tutaj mowy o cenzurze – jest mowa o blokowaniu treści, które i tak są nielegalne, a ten stan nielegalności wynika z obowiązujących od dawna regulacji. Nie ma też mowy o uznaniowości blokującego, bo nakaz może dotyczyć wyłącznie treści dotyczących przestępstw wyliczonych w formie zamkniętego katalogu: będzie mógł zostać wydany w przypadku treści dotyczących takich przestępstw, jak handel ludźmi, wykorzystywanie seksualne małoletnich, oszustwa internetowe, kradzież tożsamości, zlecenie zabójstwa czy namawianie do samobójstwa. Przykładowo, jeżeli ktoś opublikuje wpis, że poszukuje zabójcy na swoje zlecenie albo potencjalny zabójca będzie próbował reklamować swoje usługi, to policja, prokurator lub każdy z nas będzie mógł złożyć wniosek o zablokowanie takich treści, a prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej będzie mógł wydać decyzję nakazującą blokadę. Co dodatkowo istotne, będzie się to odbywało w stosunkowo krótkim czasie (dwa dni w przypadku wniosku policji lub prokuratora, a siedem dni w przypadku użytkownika platformy), a od nakazu zablokowania treści będzie przysługiwało prawo odwołania do sądu (do polskiego sądu, dodajmy).