Ministrowie finansów zjechali wczoraj do Brukseli na nadzwyczajne spotkanie, którego celem było porozumienie w sprawie jednolitego mechanizmu uporządkowanej likwidacji banków (SRM) oraz jednolitego funduszu służącego ich dokapitalizowaniu (SRF).
W chwili zamykania tego wydania „Rz" rozmowy trwały i dyplomaci przewidywali, że przeciągną się do późnej nocy. Ministrowie starali się usilnie o porozumienie przed rozpoczynającym się dziś w Brukseli spotkaniem swoich szefów, czyli szczytem przywódców UE. A ten ma ogłosić porozumienie ws. II etapu unii bankowej.
Wczoraj po południu rysowały się zręby kompromisu, które były zgodne z niemieckimi postulatami. Berlin nie chciał, by w nowym systemie była możliwość rządowego wsparcia na poziomie europejskim dla potrzebujących kapitałów banków. I taki też jest projekt. Przewiduje stopniowe budowanie wspólnego europejskiego funduszu, ale tylko z pieniędzy banków. Od 2016 r. przez dziesięć lat stopniowo narodowe fundusze przekazywałyby corocznie 10 proc. na potrzeby europejskiego funduszu, aż w 2026 r. osiągnąłby on zamierzony pułap 55 mld euro.
Gdyby w tym okresie przejściowym wydarzył się kryzys przekraczający możliwości SRF, to na ratunek ruszą krajowe systemy lub rządy. Jeśli i tego byłoby za mało, to pomóc może europejski fundusz ratunkowy ESM. Ale uwaga: nie bezpośrednio bankom, tylko rządom, które wezmą na siebie zobowiązania banków, tak jak jest już teraz w przypadku Hiszpanii.
Nie wiadomo, co z bankami spoza strefy euro, które mogą dołączyć do SRM i SRF, ale nie należą do ESM, więc nie miałyby możliwości ubiegania się o jego pomoc. Projekt porozumienia mówił o równorzędnym traktowaniu, więc polscy dyplomaci liczą, że i dla Polski jakieś rozwiązanie się znajdzie.