Pochodzisz z muzycznego domu?
Nie, moi rodzice nie są muzykami, studiowali przedmioty ścisłe - fizykę i informatykę. Ale moja starsza siostra jest skrzypaczką, zajmuje się też kompozycją. Zawsze była dla mnie inspiracją. Jako dziecko siłą rzeczy cały czas słuchałem, jak grała. Ktoś zauważył kiedyś na zajęciach dodatkowych, że siostra ma bardzo dobry słuch i po prostu zasugerował ścieżkę muzycznego rozwoju. A później okazało się, że ja również mam słuch absolutny. Trafiliśmy ostatecznie do tej samej szkoły muzycznej w Gdańsku.
A jak to było z tym instrumentem? Wspominałeś w wywiadach, że zostałeś z fortepianem, bo skradziono ci skrzypce.
Tak właśnie było. W ramach lekcji przygotowawczych przed egzaminami uczyłem się podstaw gry na skrzypcach i na fortepianie. Dwa miesiące przed egzaminem dosłownie na moment zostawiliśmy instrument w samochodzie, przed szkołą. Skrzypce, na których ja uczyłem się grać i te, na których grała moja siostra. Lutnicze, dobrej jakości. Wypożyczone. Ktoś je ukradł.
Adam Kałduński
Razem z samochodem?
Nie, samochód jak sądzę miał dużo mniejszą wartość niż skrzypce (śmiech). Teraz mogę już się z tego śmiać, ale wtedy to był prawdziwy dramat, rodzice spłacali później te instrumenty przez wiele lat. Siłą rzeczy poszedłem więc w kierunku fortepianu. Być może szczęśliwie tak się ułożyło.
Od początku wiedziałeś, że to jest zajęcie na całe życie? Dzieci mają różne pokusy - piłka nożna, gry komputerowe, koszykówka… Trudno było namówić cię do ćwiczenia?
Miałem zdolności w tym kierunku, słuch absolutny i pewne predyspozycje. Wszystko, co było związane z muzyką, przychodziło mi bardzo łatwo. Nie byłem cudownym dzieckiem, które w wieku 7 lat gra koncerty i komponuje, ale nauka szła mi gładko. Do tego stopnia, że rodzice zapisywali mnie na zajęcia dodatkowe, od piłki nożnej, poprzez hokej na lodzie, szermierkę po tenis. Padały nawet propozycje zapisania się do szkoły sportowej, ale to mnie nie przekonywało. Cały czas miałem poczucie, że bardziej naturalnie czuję się z muzyką i nie chciałbym od niej odchodzić.
Dziś też uprawiasz sport?
Została mi sprawność fizyczna, ale zajmuję się sportem jedynie rekreacyjnie, jeżdżę na rowerze, biegam. Unikam pewnych aktywności ze względu na możliwą kontuzję. Ale oglądam siatkówkę, piłkę nożną, skoki narciarskie, tenis.
A później nastąpił przełom, był rok 2010, dwusetna rocznica urodzin Chopina, bogate obchody jubileuszowe…
Tak, dużo się w tym czasie działo, organizowano mnóstwo muzycznych wydarzeń. Przyjechaliśmy z rodzicami na Konkurs Chopinowski, żeby zobaczyć, jak to wydarzenie wygląda na żywo. Zacząłem wtedy słuchać bardzo dużo muzyki fortepianowej - Bacha, Mozarta, Beethovena, Rachmaninowa. Po zajęciach zostawałem w szkole do wieczora i ćwiczyłem godzinami. Nikt nigdy do grania mnie nie zmuszał. I nikt nie oczekiwał, żebym został pianistą. Mimo to muzyka wciągnęła mnie na dobre. To ja namawiałem mojego nauczyciela, żeby zgłaszał mnie na kolejne konkursy, sam je wyszukiwałem. Zazwyczaj bywa odwrotnie.
Czytaj więcej
- rozmowa z Krzysztofem Wiercińskim, pianistą, uczestnikiem tegorocznej edycji Konkursu Chopinows...
Jak wyglądają teraz Twoje fascynacje muzyczne? Rozumiem, że twórczość Chopina jest dla Ciebie ważna, ale co poza nim?
Drugą moją pasją jest Beethoven. Brałem udział w dwóch największych konkursach beethovenowskich na świecie - w 2023 r. w Bonn, w miejscu jego urodzenia, gdzie znalazłem się wśród szóstki półfinalistów i w maju tego roku w Wiedniu, gdzie również zostałem półfinalistą. Ten repertuar jest mi niezwykle bliski. To jest rzeczywiście muzyka nasycona treścią, bardzo kontrastowa. Ale jednocześnie odkryłem w niej mnóstwo liryzmu, który tu może nie jest pierwszoplanowy, jak u Chopina, ale jest bardzo ujmujący. Potrafił konstruować monumentalne dzieła, w których usiłował pogodzić różne ekstrema. Przy czym część z nich tworzył, nic nie słysząc, błądził gdzieś między snem a jawą. Jego muzyka wszystko to doskonale oddaje. W Beethovenie widać wpływ Schillera, idei rewolucyjnych, to myślenie ludzkością, całością.
W przeciwieństwie do Chopina, którego twórczość nawiązuje do przeżyć indywidualnej jednostki.
Tak, inne są inspiracje Chopina, jego ukształtowały zupełnie inne idee.
W zakończonej niedawno XIX edycji Konkursu Chopinowskiego dobrnąłeś do drugiego etapu, podobnie jak cztery lata temu. Czujesz rozczarowanie?
Bardzo żałuję, że nie mogłem pokazać tego, co zaplanowałem na trzeci etap. To z tego powodu mi jest najbardziej przykro. Miałem przygotowaną wyjątkową koncepcję programu, która ewoluowała przez wiele miesięcy. Miała to być wizja rozpadu chopinowskiej estetyki. Dużą rolę miał w niej odegrać Mazurek f-moll, tradycyjnie uważany za ostatni utwór Chopina. Wydany został przez Juliana Fontanę jako op. 68 nr 4. Uznano go za ostatnią kompozycję Chopina, bo tak wskazywały różne źródła, w tym osobowe - Auguste Franchomme czy siostra Chopina. Jednak amerykański muzykolog Jeffrey Kallberg w artykule z 1985 r. podważa stwierdzenie, jakoby był to ostatni napisany przez Chopina mazurek. Stawia hipotezę, że został skomponowany już w 1946 r., tyle że Chopin odrzucił go na rzecz innego mazurka, również w tonacji f-moll, wydanego w op. 63. Kallberg zwraca uwagę, że w mazurku z op. 68 Chopin wypróbował swój późny styl. Muzykolog zestawia go w tym kontekście z Polonezem-Fantazją. I o ile w Polonezie-Fantazji kompozytor zaakceptował ten nowy muzyczny język, o tyle w mazurku nie, uznając, że nowatorska tkanka muzyczna rozsadza w pewien sposób tę starą formę.
Adam Kałduński
Jak Kallberg uzasadnia te domysły?
W jednym z listów do rodziny z 1846 r. Chopin wspomina o tym, że komponuje sonatę wiolonczelową i trzy mazurki. Pojawia się tam też enigmatyczna refleksja o tym, że nie wie czasem, co sądzić o utworach, które komponuje, ale – jak zauważa – czas pokaże, czy zostaną przyjęte, czy odrzucone. Kallberg stawia hipotezę, że mogło tu chodzić o wspomnianego mazurka, wydanego kilka lat po śmierci Chopina i uznanego za ostatni. Choć oczywiście nie ma na to jednoznacznego dowodu, pozostaje sfera domysłów.
Wróćmy więc do Twojej koncepcji.
Forma mazurka miała być leitmotivem całego recitalu. Pierwszy mazurek f-moll op. 63 nr 2 miał go rozpoczynać, a na końcu miał pojawić się mazurek odrzucony (według koncepcji Kallberga) przez Chopina, f-moll op. 68 nr 4. Cały program miał być metaforą rozpadu pewnego ideału, który okazuje się być niezwykle kruchy. Po pierwszym z mazurków miała zabrzmieć Ballada F-dur, gdzie sielski ideał, oniryczna melodia w pewnym momencie zderza się z częścią dramatyczną, która jest niczym obca siła destrukcyjna. Ta siła ostatecznie zwycięża, wywołuje głębokie rysy na sielskim motywie i ideał pęka. To wizja bardzo fatalistyczna. Punktem centralnym miała być Sonata b-moll jako utwór, który w najdoskonalszy sposób porusza zagadnienie śmierci w ogóle, a w czwartej części prezentująca jak gdyby wizję zaświatów. Ostatni mazurek miał być postscriptum do Sonaty, pomostem między wyobrażeniem śmierci a wizją „śmierci” muzyki Chopina będącą końcem pewnej epoki. Tym bardziej, że znalazłem w nim potencjalne nawiązania do czwartej części Sonaty. Zarówno pozostałe mazurki, które włączyłem do programu, jak i Ballada oraz Sonata, były komponowane tuż po lub jeszcze w trakcie pobytu na Majorce, kiedy to Chopin był bliski obłędu i właściwie myślał o własnej śmierci. W mazurku uznawanym za ostatni słychać pewne niepokojące brzmienia, można sobie wyobrazić, że miał jakąś wizję przyszłości, której być może sam się obawiał. Można to interpretować jako obawę, w jakim kierunku zmierza sztuka. W ten sposób oba mazurki, ten otwierający, który nie budził obiekcji i ten uznawany za ostatni, który można interpretować jako pewną granicę rozwoju stylistycznego kompozytora, miały być klamrą spinającą recital. Program był więc logiczną, konsekwentną propozycją zbudowaną na konkretnej narracji.
Czytaj więcej
Poznaliśmy zwycięzców tegorocznego Konkursu Chopinowskiego. Pierwszą nagrodę i złoty medal zdobył...
Ta opowieść rozbudza ciekawość co do Twojej interpretacji.
Bardzo chciałbym zaprezentować ten recital szerszej publiczności. Myślę o nagraniu go na płycie. Zależy mi na pokazaniu słuchaczom, co według moich spostrzeżeń i obserwacji skrywają w sobie te teksty. Mam świadomość, że pewne połączenia są niekonwencjonalne, wręcz brawurowe, ale nic tu nie dzieje się z przypadku. Ta koncepcja wydaje mi się niezwykle ciekawa.