Rzeczpospolita: Autorzy petycji do ministra zdrowia twierdzą, że jedyne dopuszczone przez resort obowiązkowe szczepionki m.in. przeciwko różyczce, ospie wietrznej i wirusowemu zapaleniu wątroby typu A zostały wytworzone „na bazie linii komórkowych pochodzących z ciał abortowanych dzieci". Co to znaczy?
Mariusz Dzierżawski: Badania nad tymi szczepionkami prowadzone były kilkadziesiąt lat temu, ale nawet jeśli te aborcje miały miejsce przed laty, to komórki namnażane przy produkcji szczepionek cały czas pochodzą z ciał zamordowanych dzieci. To jest traktowanie martwych ciał ludzkich jako surowca, co jest absolutnie niegodne i sprzeczne z naszą kulturą. To w ogóle bardzo poważny problem moralny – co się dzieje z ciałami abortowanych dzieci.
Są tu wyznaczone jakieś standardy?
Generalnie te ciała są utylizowane, bo to chyba najwłaściwsze słowo... Kiedyś film na ten temat nakręciła „Fronda". Okazało się, że trafiają one m.in. na wysypiska odpadów, gdzie wykorzystuje się je np. do produkcji różnych elementów betonowych. Na Zachodzie, ale również w Polsce, ciała te traktuje się absolutnie bez żadnego szacunku. Przypomnę choćby aferę, jaka wybuchła przed kilkoma laty w Wielkiej Brytanii. Okazało się wtedy, że ciała abortowanych dzieci są spalane, a uzyskane z tego ciepło wykorzystywane jest do ogrzewania szpitali.
Nikt nimi jednak nie handluje, bo handel ciałami ludzkimi jest przecież zabroniony.