Dużo się mówi o USA i tamtejszych firmach, których wyceny są astronomiczne. Nie musimy szukać tak daleko, bo w Polsce też mamy liczne grono spółek, których wartość rynkowa wielokrotnie przewyższa księgową. O ile takie firmy jak LiveChat czy Ailleron się bronią, bo mają dobry produkt, solidne zyski i duże grono klientów, o tyle nie potrafię zrozumieć, z czego wynika np. kilkumilionowa wycena spółki Bit Evil. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, nie za bardzo potrafią powiedzieć, czym się zajmuje, co nie przeszkodziło inwestorom wywindować kurs jej akcji podczas debiutu na NewConect o blisko 50 proc.

Na razie indeks spółek IT jest zdecydowanie poniżej poziomów z 2000 r., a więc czasu, gdy pękła bańka internetowa. Większość polskich spółek jest wyceniana z dyskontem w stosunku do zagranicznych konkurentów. Powinny zatem podrożeć? Sprawa nie jest taka prosta. Nie ma przecież jednej obiektywnej miary – swego rodzaju inwestycyjnego wzorca z Sevres. Zawsze jest ryzyko, że popełnimy błąd „ignotum per ignotum", czyli zdefiniujemy nieznane przez nieznane.

Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia – mawiał Warren Buffett. Przestrzegał też, że dopiero podczas odpływu okazuje się, kto pływał nago.

Trafił w sedno. Sprawdziliśmy, jak zachowywały się firmy po hossie z 2007 r. Większość jest daleko od ówczesnych poziomów, ale kilkanaście mocno podrożało. Do myślenia daje fakt, że niemal wszystkie reprezentują mało seksowne branże, głównie przemysłową i handlową. Jedynym technologicznym rodzynkiem w tym gronie jest CD Projekt.