Emmanuel Macron prezydentem. Przyszłość Francji we mgle

Macron ma miesiąc na pokazanie, że jest skutecznym przywódcą. Potem raczej straci większość w parlamencie.

Aktualizacja: 09.05.2017 18:59 Publikacja: 08.05.2017 19:51

Hollande i Macron wspólnie świętowali wczoraj 72. rocznicę zakończenia II wojny światowej

Hollande i Macron wspólnie świętowali wczoraj 72. rocznicę zakończenia II wojny światowej

Foto: AFP

To będzie prawdziwa walka z czasem. W niedzielę François Hollande przekaże swojemu następcy urząd prezydenta. Ale już cztery tygodnie później, 11 czerwca, Francuzów czeka pierwsza tura wyborów parlamentarnych.

Dla Emmanuela Macrona i jego ruchu En Marche! (Naprzód!) nie zapowiada się to dobrze. Po tym jak ryzyko przejęcia władzy przez Marine Le Pen minęło, wyborcy wracają do swoich preferencji, podziału Francji na mniej więcej cztery bloki wyborcze, które ujawniły się w pierwszej turze wyborów prezydenckich: Republikanów (22 proc. w poniedziałkowym sondażu Kantar Public), Frontu Narodowego (21 proc.), radykalnej lewicy reprezentowanej przez ruch Francji Niepokornej Jeana-Luca Melenchona (15 proc.) i En Marche! (24 proc.). W konsekwencji tylko 34 proc. Francuzów wierzy, że Macron zdobędzie większość 289 posłów w 577-osobowej izbie niższej parlamentu, niezbędną do wdrożenia programu reform, zaś 49 proc. jest przeciwnego zdania. 69 proc. uważa wręcz, że wybory parlamentarne „doprowadzą do odmiennego wyniku niż wybory prezydenckie".

Manifestacje na ulicach

– Większość Francuzów odwróciła się od François Fillona z powodu afer korupcyjnych, ale teraz znów wraca do prawicy. Dlatego Macronowi bardzo trudno będzie zbudować większość parlamentarną – mówi „Rz" Jean-Thomas Lesueur, ekspert liberalnego paryskiego instytutu Thomasa More'a.

Macron nie chce więc marnować ani jednego dnia, w którym może się jeszcze oprzeć na odchodzącym, zdominowanym przez życzliwych mu socjalistów parlamencie. Zapowiedział, że w drodze dekretów wprowadzi dwie kluczowe reformy rynku pracy, które przez lata uniemożliwiały znaczące obniżenie bezrobocia. Jedna pozwoli poszczególnym zakładom przemysłowym zawierać z radami pracowniczymi umowy o wydłużeniu czasu pracy i uratować konkurencyjność firm. Druga nałoży limit na wysokość odszkodowań przy zwolnieniach, co powinno oddalić strach przedsiębiorców przed zatrudnieniem nowych pracowników w razie poprawy koniunktury.

Ale dla radykalnych związków zawodowych, jak CGT czy Force Ouvriere, to anatema: już za kilka dni na ulice francuskich miast mogą wyjść setki tysięcy osób, aby wstrzymać zmiany. Tak się już stało dwa lata temu, gdy Macron forsował reformę zawodów regulowanych.

Nowy prezydent chce jednocześnie przeforsować mniej kontrowersyjne zmiany. Jedna zakłada „umoralnienie" życia publicznego poprzez zakaz zatrudnienia krewnych z pieniędzy publicznych przez deputowanych i wyższych urzędników. To wniosek z afery Fillona. Druga przewiduje zmniejszenie do 12 dzieci klas w szkołach podstawowych w „trudnych przedmieściach", co będzie jednak wymagać dłuższego czasu pracy dla 12 tys. nauczycieli.

Objazd stolic Europy

Nowy prezydent chce też przejąć inicjatywę w polityce zagranicznej. Już w niedzielny wieczór wyborczy powitał zebranych przed Luwrem zwolenników, przemierzając samotnie długi dziedziniec przy dźwiękach finałowej kantaty IX Symfonii Beethovena, hymnie Europy. To był sygnał nowego otwarcia w stosunkach z Unią.

Teraz Macron chce polecieć z pierwszą wizytą do Berlina, aby namówić kanclerz do pomysłu pogłębienia strefy euro poprzez powołanie dla niej odrębnego budżetu czy ministra gospodarki. To ma być wstęp do objazdu z takim projektem „stolic europejskich". Nie jest na razie jasne, czy znajdzie się wśród nich Warszawa, czy też chodzi wyłącznie o kraje unii walutowej.

Utrzymanie tak ambitnej polityki nie będzie możliwe bez zbudowania trwałej większości w Zgromadzeniu Narodowym. W komentarzu redakcyjnym poniedziałkowy „Le Monde" pisze jednak o „bałkanizacji" społeczeństwa francuskiego, tak głębokich podziałach, że budowa kompromisów, aby posuwać kraj do przodu, staje się prawie niemożliwa.

– Ruch En Marche! ma wystawić w wyborach parlamentarnych kandydatów we wszystkich 577 okręgach, po połowie działaczy społeczeństwa obywatelskiego oraz zawodowych polityków, którzy podpiszą luźną deklarację o poparciu programu Macrona. W tym drugim przypadku będą to w ogromnej większości dawni deputowani Partii Socjalistycznej, którzy chcą się odnaleźć w nowym układzie. Wątpię, aby wielu Francuzów złapało się na ten manewr – mówi Lesueur.

François Baroin, lider Republikanów, zapowiedział w poniedziałek, że dla jego formacji „matką wszystkich bitew będą teraz wybory parlamentarne", w których, „rzecz jasna", „wystąpimy w opozycji do nowego prezydenta". Ostrzegł także, że jeśli którykolwiek z działaczy partii przyłączy się do Macrona, „natychmiast zostanie wykluczony z naszej rodziny politycznej". To przypadek w szczególności Bruno Le Maire'a, który miał być szefem MSZ w razie zwycięstwa Fillona, a teraz się stara o to samo stanowisko u Macrona. O „konsolidację Republikanów" zaapelował nawet Alain Juppé, znany z centrowych poglądów mer Bordeaux, który miał być potencjalnie sojusznikiem Macrona.

W poniedziałek posuwał się proces rozkładu innej kluczowej do tej pory siły politycznej we Francji: Partii Socjalistycznej. Po czołowych działaczach tego ugrupowania, jak premier Emmanuel Valls czy minister obrony Jean-Yves Le Drian, którzy jeszcze przed wyborami poparli Macrona, teraz do ruchu En Marche! akces zgłosili kolejni baronowie PS, jak minister ds. frankfonii Jean-Marie Le Guen. Benoit Hamon, kandydat partii w wyborach, który dostał ledwie 6 proc. głosów, pozostał niemal sam na placu boju.

Rozliczenia nie ominęły też Frontu Narodowego, gdzie po słabszym od oczekiwanego wyniku zagrożona jest pozycja Marine Le Pen. Na czele buntu może stanąć jej siostrzenica Marion Marechal-Le Pen, zwolenniczka takich tradycyjnych wartości, jak rodzina, wiara, restrykcyjna polityka migracyjna. Jej zdaniem stawiając przede wszystkim na wyprowadzenie kraju z euro, jej ciotka przestraszyła Francuzów i zaprzepaściła szansę na prezydenturę.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: jedrzej.bielecki@rp.pl

To będzie prawdziwa walka z czasem. W niedzielę François Hollande przekaże swojemu następcy urząd prezydenta. Ale już cztery tygodnie później, 11 czerwca, Francuzów czeka pierwsza tura wyborów parlamentarnych.

Dla Emmanuela Macrona i jego ruchu En Marche! (Naprzód!) nie zapowiada się to dobrze. Po tym jak ryzyko przejęcia władzy przez Marine Le Pen minęło, wyborcy wracają do swoich preferencji, podziału Francji na mniej więcej cztery bloki wyborcze, które ujawniły się w pierwszej turze wyborów prezydenckich: Republikanów (22 proc. w poniedziałkowym sondażu Kantar Public), Frontu Narodowego (21 proc.), radykalnej lewicy reprezentowanej przez ruch Francji Niepokornej Jeana-Luca Melenchona (15 proc.) i En Marche! (24 proc.). W konsekwencji tylko 34 proc. Francuzów wierzy, że Macron zdobędzie większość 289 posłów w 577-osobowej izbie niższej parlamentu, niezbędną do wdrożenia programu reform, zaś 49 proc. jest przeciwnego zdania. 69 proc. uważa wręcz, że wybory parlamentarne „doprowadzą do odmiennego wyniku niż wybory prezydenckie".

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790