Pracy dla imigrantów nie powinno zabraknąć

To Unia Europejska pokryje koszty przyjęcia uchodźców w Polsce. Ale powodzenie całej operacji zależy od efektów ich integracji społecznej.

Aktualizacja: 07.09.2015 12:37 Publikacja: 06.09.2015 20:13

Pracy dla imigrantów nie powinno zabraknąć

Foto: AFP

W sobotę premier Ewa Kopacz podkreślała, że jesteśmy gotowi na przyjęcie grupy 2 tys. uchodźców, uzgodnionej już wcześniej z Komisją Europejską. Ale czy jesteśmy gotowi do przyjęcia kolejnych 8 tys. lub więcej osób?

Miasteczko na poligonie

Tego premier nie wyjaśniła, ale szef Urzędu do spraw Uchodźców Rafał Rogala mówił w piątek, że mamy kryzysowy scenariusz przyjęcia 5 tys., 10 tys. czy nawet 30 tys. uchodźców. – Takie plany powstały w zeszłym roku, gdy można się było spodziewać masowej migracji z Ukrainy – mówi „Rzeczpospolitej" Małgorzata Woźniak, rzecznik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Jedna z koncepcji przewiduje np. stworzenie miasteczka dla uchodźców na poligonie Nowa Dęba, gdzie zmieściłoby się 5–6 tys. osób.

Takie obozy dla uchodźców są jednak rozwiązaniem awaryjnym, na wypadek gdyby nagle w kraju znalazła się znaczna liczba osób. Zwykły tryb postępowania z uciekinierami przewiduje ich lokowanie w 12 działających w kraju ośrodkach lub poza ośrodkami, np. w wynajmowanych mieszkaniach (obecnie z tej możliwości korzysta 68 proc. uchodźców).

Przykładowo, grupa 2 tys. uchodźców z Syrii i Erytrei, podzielona na mniejsze grupki, w ciągu dwóch lat będzie trafiać do ośrodków. Z kolei 158 Syryjczyków sprowadzonych do kraju przez Fundację Estera, też objętych opieką Urzędu do spraw Uchodźców, zamieszkało u tzw. opiekunów, czyli u polskich rodzin, i w miejscach oferowanych np. przez parafie.

– Średni koszt opieki urzędu to ok. 1380 zł na osobę miesięcznie – mówił Rafał Rogala. To koszt dachu nad głową, wyżywienia, odzieży, opieki medycznej, transportu, szkoły dla dzieci czy nauki języka polskiego. Grupa 10 tys. osób będzie więc kosztować 13,8 mln zł na miesiąc, a jeśli koszty wzrosną do 2 tys. zł – to 20 mln zł na miesiąc.

Opieka Urzędu do spraw Uchodźców trwa tyle, ile procedura o nadanie statusu uchodźcy czy innej formy ochrony międzynarodowej. Potem, jeśli zainteresowany chce uzyskać taką ochronę, powinien się starać usamodzielnić. Może jednak korzystać jeszcze przez rok z finansowego i zawodowego wsparcia ośrodków pomocy społecznej (od 1250 zł na miesiąc dla samotnych do 625 zł na osobę w rodzinach przez pierwsze sześć miesięcy, i o 90 proc. mniej przez kolejne pół roku) oraz wsparcia ze strony organizacji pozarządowych. Można więc szacować, że maksymalny koszt rocznej opieki nad 10 tys. uchodźców to ok. 160 mln zł.

Proces przyjmowania uchodźców ma być jednak finansowany ze środków Unii Europejskiej. – W przypadku pierwszej grupy 2 tys. osób UE zwróci Polsce po 10 tys. euro na każdą osobę przyjętą z Bliskiego Wschodu i 6 tys. euro na każdą przebywającą w obozach na terenie UE – w Grecji i na terenie Włoch – informuje Małgorzata Woźniak. Przy grupie 10 tys. uciekinierów możemy więc dostać około 240–400 mln zł, a więc więcej, niż obecnie wydajemy na opiekę na uchodźcami.

Na co pieniądze

– Te pieniądze powinny być przede wszystkim wykorzystane na programy ich integracji w Polsce – mówi dr Paweł Kaczmarczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami UW. – Co wcale nie będzie prostą sprawą. Odmienność kulturowa uciekinierów z Bliskiego Wschodu jest bez wątpienia znacznie większa niż dominujących w Polsce imigrantów z Ukrainy, ale także osób poszukujących w Polsce opieki, a pochodzących z Czeczenii. Pierwszym i podstawowym wyzwaniem będzie nauka języka polskiego, a bez tego trudno będzie odnaleźć się w podstawowych relacjach społecznych i na rynku pracy.

I podkreśla, że i tak ryzyko, iż nowi imigranci potraktują Polskę jako kraj tranzytowy do „niemieckiego raju", jest bardzo duże. A to oznaczałoby porażkę unijnego programu rozlokowania uchodźców. – Obecne doświadczenie Węgier jest dobitnym dowodem, że scenariusz taki wydaje się bardzo prawdopodobny – mówi Kaczmarczyk.

Pracy dla imigrantów nie powinno zabraknąć. – Z punktu widzenia rynku pracy wchłonięcie 2 tys. czy nawet 10 tys. osób nie będzie problemem. W Polsce pracuje 16 mln osób, więc mówimy o promilach – zauważa Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych. – Tym bardziej że państwo w pewnym sensie bierze na siebie odpowiedzialność za ich aklimatyzację. Publiczne instytucje muszą tu odgrywać aktywną rolę, prowadząc szeroko zakrojoną politykę skupioną na pomocy w znalezieniu im zatrudnienia.

Życie od nowa

Jakiego zatrudnienia? Obecnie w Polsce mamy deficyt wysoko wykwalifikowanych pracowników – np. specjalistów nauk technicznych czy lekarzy – albo pracowników do prac prostych – w rolnictwie, gastronomii, budownictwie, pomocy domowej itp. – Choć bezrobocie wciąż wynosi ok. 10 proc., Polacy często już mają wyższe aspiracje niż najprostsze prace w rolnictwie czy usługach. Jeśli już mają je wykonywać, to wolą za granicą przy wyższej sile nabywczej płac – dodaje Lewandowski.

Inna sprawa, czy nowi uchodźcy będą chcieli pracować w Polsce za najniższe wynagrodzenie. Ukraińcy godzą się na niskie płace, a często na bardzo skromne warunki życia w Polsce także dlatego, że ich pobyt w naszym kraju ma charakter czasowy, a zarabiane tutaj pieniądze docierają do rodzin na Ukrainie. W przypadku uchodźców sytuacja jest odmienna – muszą wraz z rodzinami zaczynać w Polsce życie od nowa, z myślą, by pozostać tu na stałe.

W sobotę premier Ewa Kopacz podkreślała, że jesteśmy gotowi na przyjęcie grupy 2 tys. uchodźców, uzgodnionej już wcześniej z Komisją Europejską. Ale czy jesteśmy gotowi do przyjęcia kolejnych 8 tys. lub więcej osób?

Miasteczko na poligonie

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Kolejne ludzkie szczątki na terenie jednostki wojskowej w Rembertowie
Kraj
Załamanie pogody w weekend. Miejscami burze i grad
sądownictwo
Sąd Najwyższy ratuje Ewę Wrzosek. Prokurator może bezkarnie wynosić informacje ze śledztwa
Kraj
Znaleziono szczątki kilkudziesięciu osób. To ofiary zbrodni niemieckich
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?