"Rzeczpospolita": Resort kultury kupuje całą kolekcję Czartoryskich. Myśli pani, że to może być jakiś zalążek narodowej kolekcji sztuki?
Monika Małkowska: Zbiory Czartoryskich są wspaniałe, ale z szerszej, narodowej perspektywy, to jest jedynie jakiś fragmencik polskiej sztuki. Poza tym nie wszystkie te dzieła przetrwały próbę czasu. Myślę, że z tego nie powstanie żadna narodowa kolekcja, bo taka musiałaby być gromadzona systematycznie, a kolekcja Czartoryskich jest zbyt wyrywkowa.
Na ile najsłynniejsze dzieło z tych zbiorów, czyli obraz „Dama z gronostajem” pędzla Leonarda da Vinci, może wypromować Polskę na świecie?
Z pewnością nie będzie to promocja polskiej kultury, bo włoskiego mistrza z naszym krajem nic nie łączy. Gdyby jeszcze to był zagraniczny artysta pracujący na dworze naszych królów, jak choćby niemiecki malarz Hans Holbein w Anglii… Ale portret Cecylii Gallerani trafił do Krakowa przypadkiem, zakupiony nawet nie z pierwszej ręki, ale nie wiadomo z której. „Dama z gronostajem” nie ma z Polską nic wspólnego, poza miejscem zamieszkania.
Ale chyba nie bez znaczenia jest fakt, że jeden z najsłynniejszych obrazów świata znajduje się u nas w kraju. Do dziś przetrwało jedynie 15 obrazów Leonarda da Vinci.