Dryf królestwa Camerona

Po dymisji premiera nie ma komu decydować o przyszłości kraju. Europa się niecierpliwi.

Publikacja: 27.06.2016 19:24

W Berlinie spotkali się przywódcy Niemiec i Francji – Angela Merkel i Francois Hollande. Dołązył do

W Berlinie spotkali się przywódcy Niemiec i Francji – Angela Merkel i Francois Hollande. Dołązył do nich premier Włoch – Mateo Renzi. To nowa „wielka trójka” w Unii.

Foto: PAP/EPA

Przed referendum 23 czerwca David Cameron groził, że w razie zwycięstwa zwolenników Brexitu „natychmiast" uruchomi procedurę zapisaną w art. 50 unijnego traktatu i rozpocznie negocjacje w sprawie wyjścia kraju ze Wspólnoty. Ale wiadomo już, że skompromitowany premier nie spełni swojej zapowiedzi i nie poprosi o opuszczenie Unii na wtorkowym szczycie w Brukseli, jak o to apelował m.in. szef europarlamentu Martin Schultz. Niewdzięczne zadanie woli zrzucić na następcę. Ten byłby wówczas odpowiedzialny za kolejne tąpnięcie rynków, jakby to nie kiepski pomysł Camerona rozpisania referendum doprowadził Wielką Brytanię do największego kryzysu od dziesięcioleci.

Wizja już nie świetlana

W obozie Brexitu nikt się jednak nie spieszy do odegrania tej roli. Jeszcze w środę, tuż przed głosowaniem, były burmistrz Boris Johnson roztaczał świetlaną wizję Wielkiej Brytanii „uwolnionej z łańcuchów Brukseli". Ale w cotygodniowym felietonie w „Daily Telegraph" opublikowanym w poniedziałek już bardzo złagodził ton. Populistyczny przywódca zapowiada w nim, że Zjednoczone Królestwo pozostanie w jednolitym rynku, choć jednocześnie oszczędzi „zasadnicze fundusze" na składce do Unii i wprowadzi „humanitarny" system imigracji oparty, podobnie jak w Australii, na punktach dla przyjezdnych. „Prawa obywateli Unii mieszkających w naszym kraju będą całkowicie ochronione, podobnie jak brytyjskich obywateli żyjących w Unii. Brytyjczycy będą nadal mogli jechać i pracować w UE; żyć tam, podróżować i uczyć się" – przekonuje Johnson, jednocześnie zapowiadając, że „Wielka Brytania wyswobodzi się z niezwykłego i niejasnego systemu prawnego" Unii.

W jaki sposób Bruksela miałaby się zgodzić na taki układ – przyznać Brytyjczykom wszystkie przywileje członkostwa bez żadnego ich udziału w kosztach europejskiego projektu – nie bardzo wiadomo. Johnson, który zasygnalizował, że będzie się chciał ubiegać o schedę po Cameronie na kongresie Partii Konserwatywnej w październiku, może się o tym przekonać dopiero późną jesienią. O ile rzeczywiście zostanie premierem: wobec pogłębiającego się kryzysu politycznego w Londynie coraz częściej mówi się o przedterminowych wyborach parlamentarnych jeszcze w tym roku.

Nie lepsza jest sytuacja po drugiej stronie sceny politycznej, u laburzystów. Coraz więcej członków partii chce dymisji jej przywódcy Jeremy'ego Corbyna. Zarzucają mu współodpowiedzialność za klęskę referendum, bo Corbyn, w przeszłości otwarty przeciwnik Unii, w czasie kampanii z niechęcią angażował się po stronie integracji.

Ale obalić lidera partii nie będzie łatwo. Na początku tego tygodnia zwolnił on dziesięciu członków laburzystowskiego gabinetu cieni i zastąpił lojalnymi współpracownikami. – Ci, którzy chcą zmienić przywództwo Labour, będą musieli stanąć do demokratycznych wyborów, w których ja także wezmę udział – ostrzegł.

Czas na przemyślenie

Wobec braku realnego przywództwa w Wielkiej Brytanii Europa woli grać na czas. W poniedziałek Angela Merkel przyjmowała w Berlinie prezydenta Francji François Hollande'a i premiera Włoch Matteo Renziego, a także przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. Chciała z nimi uzgodnić wspólną strategię wobec Brytyjczyków.

– Politycy w Londynie powinni mieć możliwość ponownego przemyślenia skutków wyjścia z Unii – powiedział przed spotkaniem szef gabinetu Merkel Peter Altmaier, jakby sygnalizując, że Brexitu da się jeszcze uniknąć.

Ale z taką oceną wcale nie muszą się zgadzać wszyscy przywódcy Unii.

– Umowa o wyjściu Brytyjczyków z Unii musi być uzgodniona możliwie najszybciej, przy zadbaniu o interesy 27 krajów, które nadal będą tworzyły Wspólnotę – apelował w weekend minister gospodarki Emmanuel Macron, wschodząca gwiazda francuskiej polityki.

Ale w dyskusji o kształcie Unii po Brexicie chcą wziąć udział także inne kraje Wspólnoty. W Warszawie minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski zorganizował spotkanie, które miało być odpowiedzią na sobotni szczyt sześciu krajów założycielskich UE. Przyjechali jednak tylko szefowie dyplomacji Węgier, Rumunii, Bułgarii i Grecji, choć, jak twierdzą nasze źródła, liczono, że do stolicy Polski zjadą niemal wszyscy ministrowie spraw zagranicznych „27". Wbrew wcześniejszym nieoficjalnym sygnałom nie doszło także do sformułowania wspólnych konkluzji, a rozmowy miały jedynie formułę burzy mózgów.

Szef MSZ zapowiedział, że rząd jest na wstępnym etapie opracowywania propozycji dla UE. – Być może już jutro pani premier przedstawi je w Radzie Europejskiej. To propozycje dość radykalne. Myślimy o nowym traktacie europejskim oraz o tym, by wiodącą rolę w UE przejęła Rada Europejska, a nie Komisja Europejska. Uważamy, że konsekwencje powinna ponieść także część władz UE – mówił Waszczykowski. Nieoficjalnie jednak niektórzy współpracownicy premier Szydło przyznają, że takie deklaracje na pewno nie ustawiają nas w dogodnej pozycji do rozmów o przyszłości UE.

– Rację ma minister Waszczykowski, twierdząc, że część winy ponoszą politycy w Brukseli. Ale domaganie się ich głowy to nie jest dobra strategia, zwłaszcza tuż przed szczytem – mówi jeden z bliskich współpracowników szefowej rządu.

Nowością jest także chęć osłabienia Komisji Europejskiej, instytucji, która tradycyjnie broni słabszych krajów Wspólnoty przed dominacją największych potęg.

Stosunki między Warszawą i Londynem zaczynają się psuć także z powodu powtarzających się po referendum rasistowskich incydentów skierowanych przeciw Polakom. Wrogie wobec naszych rodaków hasła namalowano np. na polskim centrum POSK w Londynie. Ambasada RP złożyła protest.

Przed referendum 23 czerwca David Cameron groził, że w razie zwycięstwa zwolenników Brexitu „natychmiast" uruchomi procedurę zapisaną w art. 50 unijnego traktatu i rozpocznie negocjacje w sprawie wyjścia kraju ze Wspólnoty. Ale wiadomo już, że skompromitowany premier nie spełni swojej zapowiedzi i nie poprosi o opuszczenie Unii na wtorkowym szczycie w Brukseli, jak o to apelował m.in. szef europarlamentu Martin Schultz. Niewdzięczne zadanie woli zrzucić na następcę. Ten byłby wówczas odpowiedzialny za kolejne tąpnięcie rynków, jakby to nie kiepski pomysł Camerona rozpisania referendum doprowadził Wielką Brytanię do największego kryzysu od dziesięcioleci.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790