W grudniu poprzedniego roku Ministerstwo Obrony Narodowej na swojej stronie internetowej podawało, że w armii było 84 generałów i admirałów. Teraz ich liczba spadła o 11 proc., resort podaje, że generałów oraz ich odpowiedników z Marynarki Wojennej jest 75.
Na liście oficerów są także ci, którzy znajdują się w rezerwie kadrowej (czterech), a także oficerowie skierowani do służby w strukturach dowódczych NATO i na placówkach dyplomatycznych (11).
Tąpnięcie kadrowe w wojsku zawsze ma miejsce na początku roku. O odejściach decydują zwykle względy finansowe. Ale taka fluktuacja kadr nie jest niczym nadzwyczajnym, można ją przewidzieć. Dlaczego tak się zatem nie stało?
Gdy zapytaliśmy Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, czy do prezydenta wpłynęły jakiekolwiek wnioski o awans, otrzymaliśmy odpowiedź odmowną. Ostatnie trzy awanse – niejako związane z przewidywaną skalą odejść z wojska – miały miejsce na początku grudnia. Stała się wtedy rzecz ciekawa i chyba warta kontynuacji. Prezydent Andrzej Duda złamał wówczas zasadę nominacji na wyższe stopnie oficerskie przy okazji znaczących rocznic – zwykle 15 sierpnia lub 11 listopada – i w grudniu awansował trzech oficerów w warunkach polowych zaraz po zakończeniu ćwiczeń wojskowych.
Wydaje się, że to jest dobra droga, aby w znaczącym stopniu zakopać dziurę kadrową na najwyższych stanowiskach. Oczywiście trzeba być świadomym, że wybór kandydatów do awansu musi być wyjątkowo przemyślany. Nie każdy pułkownik może być generałem. Kandydaci na te stanowiska, co wydaje się oczywiste, powinni nie tylko zakończyć odpowiedni kurs, ale też mieć doświadczenie ze struktur NATO, a także z misji zagranicznych.