Po Wielkiej Wojnie świat nadrabiał stracony czas. Wynalazki i odkrycia sypały się jak z rękawa, intensywnie zmieniały się relacje i normy społeczne, obyczaje, moda. W takiej właśnie atmosferze, tuż po zakończeniu wojny, angielski wydawca Paul Kogan poprosił ówczesnych luminarzy nauki i literatury o przedstawienie ich wizji świata za pół wieku, a więc na przełomie lat 60. i 70.

Bertrand Russell, brytyjski filozof, logik i matematyk, przewidywał powstanie jednego ogólnoplanetarnego rządu; John Bernal, angielski fizyk i historyk nauki z Uniwersytetu w Londynie, przepowiadał eksplorację kosmosu za pomocą zdalnie sterowanych rakiet bezzałogowych; Wesley Mitchell, amerykański ekonomista z Columbia University w Nowym Jorku, prognozował lot na Księżyc pięcioosobowej załogi, w tym dziennikarza z agencji Reutera; Hjalmar Gullberg, szwedzki literat, widział możliwość kresu szos i linii kolejowych, zastąpionych kontenerami na stalowych taśmach; brytyjski futurolog Oliver Stewart wyobrażał sobie transport międzykontynentalny obsługiwany przez „monstrualne" machiny z korytarzami wewnątrz, zabierające 300 pasażerów, napędzane 10 lub 20 śmigłami, latające na wysokości 1400 metrów z prędkością 160 km/godz., ponieważ nigdy nie uda się wzbić wyżej, gdyż nie da się skonstruować kabin ciśnieniowych.

Gdy minęło owe pół wieku, w 1978 r. wydawnictwo Grund opublikowało „Encyklopedię ilustrowaną transportu", w której autor Jan Tuma, stwierdzał, że metody matematyczne pozwalają określić przyszłość na najbliższe 25 lat z dość dużą precyzją. Aktualna technika nie postępuje naprzód na ślepo, nie ma dziś miejsca na sensacyjne odkrycia, zarówno w transporcie, jak i we wszystkich innych dziedzinach, skończył się czas domorosłych majsterkowiczów dłubiących coś w swoich garażach, nadszedł czas wysoko wyspecjalizowanych zespołów pracujących w biurach studyjnych, publicznych lub prywatnych.

„Sensacyjne wiadomości o jugosłowiańskim samochodzie elektrycznym z akumulatorami, o nieznanej koncepcji i cudownie ekonomicznym, spekulacje o pięknych kolorowych oponach z plastikowego tworzywa, oczywiście tanich, oraz o wszelkiego rodzaju latających aparatach, wzbudzają jedynie łagodny sceptycyzm, jeśli wręcz nie uśmieszek politowania. Obecnie każde nowe odkrycie jest owocem niekończącej się, upartej pracy mnóstwa techników. Naukowcy wykonują skromną pracę. Helikopterowy transport miejski, pociągi na poduszkach powietrznych, rewolucyjne automobile nie uzyskały rezultatów, na jakie liczono, dlatego trzeba rozpoczynać badania od nowa i prowadzić je w innych kierunkach. Jest to bezlitosna cena postępu". Nowy kierunek przewidywał niemiecki inżynier Heinrich Lehmann, specjalista w dziedzinie kolejnictwa: jego zdaniem, wprawdzie koła pociągów będą się kręciły w roku 2000 tak jak 150 lat wcześniej, ale gigantyczne pociągi będą ciągnięte przez nuklearne lokomotywy.

Futurolodzy imponują wyobraźnią. W połowie XX w. Kanadyjczyk H. Bresse snuł projekty połączenia Ameryki z Europą pneumatycznymi rurami, którymi pasażerowie w wagonikach pędziliby z prędkością 800 km/godz. – to realizowany już projekt hyperloop Elona Muska. A jednak wszystkim futurologom, wizjonerom, naukowcom i inżynierom zabrakło wyobraźni, do czego doprowadzi pomysł Henry'ego Forda zdemokratyzowania samochodu, czyli produkcji dużej liczby tanich aut. Miłe złego początki: maszynę parową, królującą w transporcie przez całe stulecie, zdetronizował mniejszy, lżejszy silnik spalinowy, utorował drogę do powszechnego transportu indywidualnego. Własne auto było początkowo „cyrkową atrakcją", potem luksusem, ale od czasów Henry'ego Forda zaczęło opanowywać świat (podobnie jak wcześniej gatunek Homo sapiens). Niepostrzeżenie auto stało się „żarłoczne", pochłania aż 90 proc. wszystkich paliw płynnych na świecie. Samochody zajmują 50 proc. powierzchni wielkich miast, zanieczyszczając w nich powietrze spalinami. Każdego dnia pod kołami aut giną setki osób. Wszyscy oskarżają i potępiają auto jako sprawcę takiej sytuacji, ale wszyscy są szczęśliwi, siadając za kierownicą, ponieważ – co psychologowie stwierdzili w sposób niepodważalny – daje to poczucie wolności i mocy. Korzystają z tego producenci aut. Nic nie wskazuje, aby w dającej się przewidzieć perspektywie czasu miało dojść do przerwania piekielnego cyklu produkowania coraz większej liczby samochodów. W Stanach Zjednoczonych, w kraju triumfującego automobilizmu, dziecko rodzi się co dziewięć sekund, natomiast samochód opuszcza fabrykę co pięć sekund. Czy to ktoś przewidział?