Kim był Sinobrody - seksualny wampir Gilles de Rais

Historia Gilles'a de Rais jest pierwszym najobszerniej opisanym przypadkiem wampiryzmu seksualnego. Między rokiem 1432 i 1440 ten francuski arystokrata zabił 80–200 dzieci. Dokładna liczba ofiar nie jest znana, ale brutalność morderstw szokuje do dzisiaj.

Aktualizacja: 26.05.2018 22:31 Publikacja: 24.05.2018 17:14

Na procesie Gilles de Rais zeznał, że morderstw na dzieciach dokonywał powodowany niezdrowymi upodob

Na procesie Gilles de Rais zeznał, że morderstw na dzieciach dokonywał powodowany niezdrowymi upodobaniami.

Foto: AFP

Życie Gilles'a de Rais zapowiadało się wspaniale. Należał do bogatej bretońskiej rodziny i niczego mu nie brakowało. Urodził się w 1405 r. jako Gilles de Montmorency-Laval w rodzinnym zamku Champtocé-sur-Loire. Był synem Guya II de Montmorency-Lavala oraz Marii de Craon. Od początku wyróżniał się inteligencją i wieloma talentami. Szybko nauczył się czytać i pisać, dobrze władał łaciną, zręcznie iluminował manuskrypty. Pobierał też nauki z zakresu sztuki wojennej – taktyki i strategii. Udzielano mu lekcji etyki i moralności. Szczęśliwy czas się skończył, gdy miał dziesięć lat. W 1415 r. zmarli jego rodzice, a on i jego młodszy brat René de La Suze trafili pod opiekę dziadka ze strony matki, Jana de Craon. Był to mężczyzna wyrachowany i skoncentrowany głównie na pomnażaniu majątku.

Dwa lata później dziadek próbował go wyswatać z czteroletnią Joanną Paynel, pochodzącą z najbogatszej rodziny Normandii. Matrymonialne plany Craona nie doszły jednak do skutku, więc na celowniku znalazła się Béatrice de Rohan, bratanica księcia Bretanii. I tu Jan poniósł porażkę. Ostatecznie kandydatką na żonę dla Gilles'a okazała się Katarzyna de Thouars, dziedziczka La Vendée oraz Poitou. Swatom od początku towarzyszyło poruszenie i atmosfera skandalu. Parę łączyło dość bliskie pokrewieństwo. By doszło do ślubu, potrzebna była kościelna dyspensa. Jan de Craon nawet się o nią nie starał ani nie zadbał o zapowiedzi. Związek został przez to uznany za kazirodczy, a i wolna wola panny młodej budziła wątpliwości. Ślub odbył się poza parafią, do której należała Katarzyna, a jej ojciec Miles II de Thouars twierdził, że córka została uprowadzona i siłą zmuszona do małżeństwa. Największym skandalem w tych czasach było jednak to, że żyli bez legalnego ślubu. Po śmierci Miles'a de Thouarsa, 24 kwietnia 1422 r., legat papieski i biskup Angers Hardouin de Breuil rozwiązał wreszcie tę niezręczną sytuację. Nałożył na Gilles'a i Katarzynę pokutę, udzielił im rozgrzeszenia i tym razem odbył się legalny ślub. Para doczekała się jednego dziecka – córki Marii.

Młody bohater Francji

Gilles był wykształcony, bystry i odważny. Dlatego gdy członkowie rodu de Blois uprowadzili władającego wówczas Bretanią księcia Jana VI, de Rais opowiedział się po stronie ich przeciwników, rodziny Montfortów, i wziął czynny udział w odbiciu zakładnika. Za ten czyn został hojnie nagrodzony nadaniami ziemskimi. Parlament Bretanii zamienił je jednak na wysokie nagrody pieniężne.

Od tego czasu kariera Gilles'a de Rais zaczęła rozwijać się błyskawicznie. W 1425 r. trafił na dwór Karola VII w Saumur. Tam uczył się dobrych manier i dworskiej etykiety. Jednocześnie praktycznie rozwijał umiejętności wojskowe. Podczas bitwy o zamek Lude wziął do niewoli jednego z angielskich dowódców, kapitana Blackburna. Dwa lata później został jednym z dowódców armii królewskiej i sprawował tę funkcję przez następnych siedem lat. W czasie trwającej wówczas wojny stuletniej zasłużył się niezwykłym męstwem i charakterystyczną dla niego brawurą graniczącą z szaleństwem. Przyłączył się do Joanny d'Arc i w 1429 r. u jej boku walczył przeciwko Anglikom i Burgundom. W czasie oblężenia Orleanu poprowadził do ataku ciężkozbrojną jazdę francuską i wtedy też został poważnie ranny.

Rola de Rais w oddziałach Joanny d'Arc była jednak mniejsza, niż głosiły wcześniejsze źródła historyczne. Na podstawie ocalałych ksiąg rachunkowych udowodniono, że dowodził jedynie niewielkim oddziałem osobistym przywódczyni, składającym się z 25 zbrojnych i 11 łuczników. Nie służył też Joannie d'Arc jako osobisty ochroniarz. To miejsce zajmował Jan z Aulon.

Gilles de Rais lubił splendor. Był jednym z czterech wybrańców, którzy 17 lipca 1429 r. mieli przewieźć z opactwa Saint-Remy „świętą ampułkę", zawierającą olej do namaszczania królów. Tego samego dnia Karol VII został koronowany na króla Francji, a Gilles otrzymał tytuł marszałka, ustępujący pozycją jedynie królewskim konstablom.

Zgubna miłość do przepychu

Sukcesy zepsuły młodego arystokratę. Temperament do wojaczki przysparzał mu sławy, ale skłonność do uciech osuszała skarbiec. Po zakończeniu wojny zamieszkał w swych posiadłościach i otoczył się niebywałym przepychem. Był w tym czasie najbogatszym magnatem Bretanii. Posiadał miasta, wsie, zamki, 50 kasztelanii z twierdzami obronnymi. Jego dwór był pełny i gwarny. Utrzymywał 200 rycerzy, 30 kanoników, rzesze służby i giermków, paziów i skrybów, aktorów i błaznów. Przez wystawne życie majątek topniał, ale na dwór nadal ściągały tłumy. Wszystkie dobra przynosiły mu olbrzymie dochody, jednak długi rosły jeszcze szybciej. De Rais zaczął popadać w ruinę, w końcu upadł tak nisko, że pożyczał pieniądze od własnej służby – giermków, urzędników, kucharzy. Zastawił u lichwiarzy złoto, srebro, a nawet ukochanego konia. W 1432 r. umarł jego dziadek Jan de Craon, który otwarcie gardził wnukiem z powodu trwonienia majątku. Zbroja i miecz Craonów przypadła więc młodszemu bratu Gilles'a, René de la Suze.

W marcu 1433 r. de Rais sprzedał niemal wszystkie posiadłości w Poitou i Maine. Nie tknął tylko tych, które były prywatną własnością jego żony. W jego posiadaniu pozostały jedynie dwa zamki w Anjou, Champtocé-sur-Loire i Ingrandes. W latach 1434–1435 Rais zaczął stopniowo wycofywać się z życia publicznego i wojaczki. Zbudował okazałą kaplicę Świętych Młodzianków, którą wystawnie wyposażył w bogate naczynia i zaprojektowane przez siebie szaty liturgiczne.

Rodzina Gilles'a, zdruzgotana jego lekkomyślnością, postanowiła zatrzymać destrukcję majątku. Zwróciła się z prośbą do papieża Eugeniusza IV, aby dezawuował kaplicę Świętych Młodzianków. Głowa Kościoła nie miała w tym jednak żadnego interesu. Wtedy krewni Gilles'a zanieśli tę samą prośbę do króla. Ten okazał się bardziej przedsiębiorczy od papieża. 2 lipca 1435 r. w Orleanie, Tours, Angers, Pouzauges i Champtocé-sur-Loire został wydany edykt królewski, który ogłosił de Raisa utracjuszem i zabronił mu sprzedawania kolejnych włości. Nikomu nie wolno było ich kupować. Dotychczasowi zarządzający jego zamkami dostali zakaz dysponowania nimi. Królewski edykt nie stosował się jednak do Księstwa Bretanii i nie udało się go wyegzekwować u władającego tam Jana VI.

Mogłoby się wydawać, że krewni odnieśli połowiczny sukces, ale to nie rozwiązało trudnej sytuacji. Wierzyciele zaczęli naciskać, ponieważ wiarygodność de Raisa drastycznie spadła. Zastawił wówczas dzieła sztuki, manuskrypty, książki oraz szaty. Kiedy jesienią 1435 r. opuszczał Orlean, miasto było pełne kosztownych przedmiotów, które musiał oddać za długi.

Gdy bieda w garnku, czas zajrzeć do kotła

Wyczerpały się wszystkie możliwości pozyskania środków na wystawne życie i spłatę długów. Gilles wpadł na pomysł, by sięgnąć do czarnej magii. W 1438 r. wysłał niezbyt bogobojnego księdza Eustachego Blancheta na poszukiwanie alchemików i czarnoksiężników. Celem było na razie odkrycie sekretu kamienia filozoficznego, który miał mu pomóc w wyprodukowaniu złota. W taki sposób na służbę u de Raisa trafił Franciszek Prelati, przedstawiający się jako kapłan szatana, czego dowodem miały być przywiezione przez niego grymuary.

W zamku w Tiffauges rozpoczęły się próby przyzywania demona o imieniu Barron. Prelati przekonał de Raisa, że niepowodzenie rytuałów wynika ze zbyt gorliwej wiary katolickiej jego nowego pana. W związku z tym należało zaoferować demonowi coś bardziej przekonującego. Miała to być krew niewinnych dzieci i fragmenty ich ciał. Demon nadal jednak nie nadchodził w obecności Gillies'a, a skarbiec coraz bardziej świecił pustkami.

W 1440 r. zdesperowany de Rais popełnił błąd. Dekrety ograniczające ruchy majątkowe nie obejmowały Bretanii. Mógł zatem sprzedać zamek Saint-Étienne-de-Mer-Morte. Nabywcą został Wilhelm Le Ferron, skarbnik księcia Bretanii Jana VI. De Rais poczuł się jednak oszukany tą transakcją, więc postanowił odzyskać posiadłość. W wyniku przepychanek między dawnym a obecnym właścicielem zamku w niedzielę zielonoświątkową 15 maja 1440 r. Gilles wdarł się ze zbrojnymi do kościoła parafialnego w Saint-Étienne-de-Mer-Morte. Pod koniec uroczystej mszy z mieczem w ręku wtargnął do prezbiterium i pochwycił księdza Jana Le Ferrona. Obitego kijami wtrącił do więzienia, nie zdając sobie sprawy, że ten ruch stanie się początkiem końca jego bezkarności. Ksiądz był bratem nowego właściciela Saint-Étienne-de-Mer-Morte. De Rais liczył, że dzięki takiemu zakładnikowi uda mu się odzyskać posiadłość. Popełnił niewybaczalny błąd, ponieważ dostarczył niepodważalnych dowodów swoim przeciwnikom. Przede wszystkim dopuścił się podwójnego świętokradztwa: zbezcześcił święte miejsce, w którym obowiązywało prawo azylu, i dokonał zamachu na osobę duchowną. W obliczu tych faktów biskup Nantes Jan de Malestroit wszczął śledztwo, podczas którego wysypały się jak z worka wszystkie zbrodnie de Raisa. Już pod koniec lipca Jan VI otrzymał raport z dyskretnego dochodzenia i polecił zbadać sprawę z należytą pieczołowitością. 15 września 1440 r. Gilles de Rais oraz jego podwładni, Poitou i Henriet, zostali aresztowani.

Historia zbrodni

Ksiądz Le Ferron podlegał biskupowi Nantes i kanclerzowi Bretanii Janowi de Malestroit. Ten zaś od dłuższego czasu bacznie przyglądał się postępkom Gilles'a de Rais. Dochodziły do niego pogłoski o porwaniach dzieci oraz makabrycznie okaleczonych zwłokach na zamku Machecoul. Doniesienia były tak uporczywe, że dyskretne śledztwo trwało już kilka miesięcy, jeszcze zanim de Rais dostarczył powodów do wszczęcia oficjalnego postępowania. 15 maja 1440 r., gdy pobity ksiądz Le Ferron leżał w lochu, biskup Jan de Malestroit wiedział już, kto jest oprawcą dzieci.

Jak się później okazało, morderstwa zaczęły się wiosną 1432 r., ale na początku nikt nie chciał angażować się w tę sprawę. Poddani się bali, inni nie chcieli zadzierać z człowiekiem o takich wpływach. Nawet niechętny Gilles'owi de Rais biskup de Malestroit, do którego docierały straszliwe pogłoski, początkowo nie chciał się wtrącać do tego, co dzieje się za murami zamku. Tłumaczenie, że to Anglicy porywają dzieci, wydawało się wszystkim wystarczać.

Incydent w Zielone Świątki rozwiązał biskupowi ręce i ten postanowił działać. Nie tylko złożył raport Janowi VI, ale także wystosował pismo do wielmożów zachodniej Francji i Bretanii. 30 lipca 1440 r. napisał: „Niniejszym podajemy wam do wiadomości, że wizytując osobiście parafię Błogosławionej Marii w Nantes, w której wznosi się dom pospolicie zwany La Suze, siedziba odwiedzana przez Gilles'a de Rais, (...) wykryliśmy i zeznania świadków dowiodły nam, iż Gilles de Rais, nasz poddany i podsądny, własnoręcznie lub za pośrednictwem pewnych ludzi, swoich wspólników, zamordował, zabił i nieludzko okaleczył wielką liczbę dzieci, iż popełniał na nich zbrodnie przeciw naturze, że wielekroć uprawiał bądź kazał uprawiać odrażające praktyki wywoływania duchów, że składał im ofiary i dary, że zawarł z nimi pakt, nie mówiąc o innych licznych i szkaradnych zbrodniach, które podlegają naszemu sądownictwu".

Wampir przed sądem

19 września 1440 r. na zamku w Nantes rozpoczął się proces Gilles'a de Rais. Powołano trybunał złożony z przedstawicieli kościelnych i świeckich. Do naszych czasów zachował się obszerny materiał z przesłuchań świadków. Jako pierwsi zeznawali Jan Hubert i jego żona, parafianie z kościoła św. Wincentego w Nantes: „Mieliśmy syna imieniem Jan, w wieku około 14 lat. Poszedł do domu La Suze i wrócił stamtąd po pewnym czasie. Powiedział matce, że sprzątał komnatę pana Gilles'a de Rais w domu La Suze. W podzięce podarowano mu bochenek chleba, który nam oddał. Syn powiedział, że jest w łaskach u imć pana Gilles'a de Rais, który częstuje go białym winem, toteż wrócił niebawem do domu La Suze i nigdy więcej go nie widzieliśmy". Podobnych relacji było około 140. Okazało się też, że Gilles nie działał sam. Specjalnie wynajmowane kobiety i złodzieje, zwani „torbiarzami", kradli dzieci i przynosili je zawiązane w workach do zamku. Niejaka Perrine Martin trudniła się sprowadzaniem chłopców „na służbę", z której nigdy nie wracali.

W trakcie procesu Gilles przyznał, że do pierwszych zabójstw doszło w Champtocé-sur-Loire, jednak nie był w stanie określić liczby ofiar. Wkrótce później przeprowadził się do zamku Machecoul, gdzie mordował dalej. Szczątki 14 ciał odnaleziono w Machecoul już w 1437 r., ale wówczas nikt jeszcze nie oskarżał magnata. Po jego aresztowaniu tylko w wieży zamku Champtocé znaleziono szczątki około 40 dzieci. Jeden ze śledczych zeznał: „W warowni leżały ciała i kości dużej ilości niewiniątek, które mieliśmy w wielkim sekrecie przewieźć do Machecoul. Znaleźliśmy 36 lub 46 zamordowanych dzieci. Ich liczbę ustaliliśmy w ten sposób, że liczyliśmy tylko głowy".

Pierwszy udokumentowany przypadek porwania i zamordowania dziecka opisywał 12-letniego Jeudona, czeladnika kuśnierza. Dwaj kuzyni Gilles'a de Rais – Gilles de Sillé i Roger de Briqueville – poprosili rzemieślnika o użyczenie im chłopca w celu przesłania wiadomości do Machecoul. Gdy Jeudon nie wrócił, kuśnierz zaczął się dopytywać o los chłopca. Ci jednak odparli, że o niczym nie wiedzą. Z zeznań świadków na procesie wynikało, że Jeudon nie padł ofiarą bandytów, ale zakończył życie na zamku. W 1971 r. biograf Gilles'a de Rais, Jean Benedetti, opisał, jak mogły wyglądać losy dzieci, które wpadły w ręce Sinobrodego: „Dziecko było rozpieszczane i ubierane w najlepsze ubrania, jakie kiedykolwiek nosiło. Prowadzono je na ucztę, gdzie dużo jedzono i pito, zwłaszcza grzanego wina, które działało jak środek pobudzający. Potem Gilles zabierał je do sali, do której wstęp miał tylko on i ludzie z jego najbliższego otoczenia. Tam dopiero dziecko zdawało sobie sprawę z całej sytuacji. Jego szok był również źródłem przyjemności dla samego Gilles'a".

Najmroczniejszą postacią z otoczenia de Raisa był kilkunastoletni Étienne Corrillaut, zwany Poitou. Był nie tylko jego służącym, ale też wieloletnim kochankiem. Na procesie ze strachu przed szubienicą skwapliwie zeznawał przeciwko swojemu panu. Wcześniej jednak pomagał sprowadzać i mordować ofiary. Na końcu sprzątał ślady po ciałach. Był pozbawiony skrupułów i przebiegły. Oprócz Poitou zbrodni mieli się dopuszczać także kuzyn Gilles de Sillé oraz inny sługa o nazwisku Henriet. De Rais maltretował ofiary zarówno przed śmiercią, jak i po. Poitou zeznał także, że Gilles wyraźnie „brzydził się obcowaniem z dziewczynkami i przekładał nad nie chłopców". Nierzadko nekrofilia sprawiała mu jeszcze większą przyjemność niż kontakty z żywymi ofiarami.

Zeznania świadków są bardzo szczegółowe i do tego stopnia drastyczne, że po procesie postanowiono część z nich usunąć. Te, które się zachowały, i tak są wstrząsające. Opisują obcowanie z kilkudniowymi zwłokami, przeróżne sposoby zadawania śmierci i bólu, upodobanie do patrzenia na agonię, ekscytację seksualną pod wpływem przejawów strachu i cierpienia ofiar.

Poitou na pytanie, czy ofiary krzyczały, odpowiedział: „Żeby zapobiec ich krzykom i żeby ich nie usłyszano, Gilles de Rais wieszał je lub polecał wieszać za szyję przy użyciu powrozów i sznurów w komnacie, na żerdzi lub haku. Następnie zdejmował ofiary (lub polecał zdejmować), pieścił, zapewniając, że nie chce im zrobić krzywdy ani zranić, że przeciwnie, czyni to, by się z nimi zabawić, i w ten sposób powstrzymywał je od krzyku".

Służący opowiadał też, jaki koniec spotykał ofiary: „Raz dzieciom odcinano głowę, to znów podrzynano im gardło, ćwiartowano je, kiedy indziej przetrącano im kark kijem. Był miecz przeznaczony do ich zabijania, pospolicie zwany braquemard [tj. krótki i obosieczny]. (...) De Rais najczęściej wykorzystywał je, gdy już wisiały bądź podciąwszy lub też kazawszy podciąć im żyłę szyjną, z której tryskała krew. Wykorzystywał również swoje ofiary, gdy były bliskie skonania. Innym razem po ich śmierci. I kiedy miały przeciętą szyję, dopóki w ich ciałach pozostawało trochę ciepła".

Inny oskarżony służący, Henriet, opowiadał: „Niekiedy Gilles de Rais siadał na brzuchach mordowanych dzieci i patrzył, jak konają, i przechylał się na bok. (...) Nie mógł robić tego, co przedsięwziął, nie ofiarowując diabłu stóp czy rąk małych ofiar. Zamordował osobiście lub poćwiartował na różne sposoby wiele z tych dzieci". Poitou i Henriet palili ciała ofiar w kominku znajdującym się w komnacie Gilles'a. Pozbywali się prochów i szczątków. Wrzucali je do dołów kloacznych, fosy lub rozsypywali w innych miejscach.

Oskarżenie o satanizm

Sędziów bardzo zainteresowały próby okultystyczne de Raisa przy współudziale Franciszka Prelatiego. Na pytanie: „Czy mistrz Prelati widział diabła w waszej obecności?" de Rais odpowiedział: „Pod moją nieobecność widział demona zwanego Barron i rozmawiał z nim. (...) Barron mówił, że nie przyjdzie do mnie, bo nie dotrzymałem słowa. (...) Chciałem mu dać wszystko oprócz duszy i żywota. Zamierzałem żądać odeń wiedzy, potęgi i bogactwa, aby moje dobra i moją wiedzę przywrócić do dawnego stanu. (...) Tedy Franciszek opuścił mnie, by mówić z Barronem. Kiedy wrócił, oznajmił mi, że diabeł żąda ode mnie kilku dziecięcych członków. (...) Wkrótce potem kazałem oddać mistrzowi Franciszkowi rękę, serce i oczy pewnego chłopca, aby ofiarował je ode mnie Barronowi". Zapytany, czy podpisał cyrograf, stwierdził: „Tak, po francusku, moim imieniem Gilles". Tą odpowiedzią podpisał też wyrok na siebie. Wobec takiego wyznania sąd nakazał „rutynowe" tortury, jak w przypadku wszystkich heretyków. Przerażony tą wizją de Rais zdecydował się na pełne zeznania i szeroki opis swoich uczynków. Podczas jego opowieści biskup Nantes zakrywał krucyfiks.

23 października 1440 r. sąd skazał Poitou i Henrieta na karę śmierci przez powieszenie i spalenie. Pozostałych dwóch wspólników zbrodni – Gilles'a de Sillé i Rogera de Briqueville – nie udało się ani przesłuchać, ani skazać, gdyż w porę zbiegli. 25 października Gilles de Rais usłyszał wyrok śmierci, a sąd kościelny obłożył go ekskomuniką. Ta ostatnia kara została jednak z niego zdjęta, ponieważ skazany okazał wystarczająco przekonującą skruchę. Przyznano mu więc prawo do spowiedzi, ostatniego sakramentu i pochówku w poświęconej ziemi.

Egzekucja miała się odbyć następnego dnia rano na wyspie Biesse. Gilles wygłosił przemowę do tłumu, po czym zwrócił się do Henrieta i Poitou, polecając im, aby zginęli z odwagą i myśleli tylko o własnym zbawieniu. Odśpiewał pieśń „De profundis" i zażądał, aby powiesić go jako pierwszego. Zwłoki Gilles'a de Rais w przeciwieństwie do jego służących nie zostały spalone. Pochowano go w kościele klasztoru karmelitów w Nantes, gdzie później pojawił się nawet zdobiony nagrobek i pomnik. Dopiero w XVIII w. podczas rewolucji splądrowano grobowiec, szczątki de Raisa wrzucono do Loary, pomnik rozbito, a klasztor zniszczono.

Udało się też ująć Franciszka Prelatiego. Wprawdzie uciekł z więzienia i pod przybranym nazwiskiem ukrył na dworze księcia Rene Andegaweńskiego, ale ostatecznie sześć lat po śmierci de Raisa został skazany na śmierć i spalony na stosie za uprawianie czarnej magii. Inna mroczna postać tej historii, ksiądz Blanchet, długo ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. Schwytano go w tym samym czasie co Prelatiego. Skonfiskowano mu cały majątek, wymierzono grzywnę i skazano na dożywotnie wygnanie z Francji.

Wielu współczesnych historyków ma wątpliwości co do zarzutów stawianych Gilles'owi de Ries. Podobnie jak w wypadku Elżbiety Batory, która była posądzana o morderstwa na służących, twierdzono, że padł ofiarą spisku osób czyhających na jego majątek. O ile w przypadku Elżbiety udało się udowodnić, że została niesłusznie oskarżona, o tyle w wypadku de Raisa nie ma wątpliwości, że był dewiantem seksualnym i psychopatą. Poza tym Kościół nie przyjął żadnych dóbr należących do magnata. Wszystkie przypadły księciu Janowi VI, a i ten nie zatrzymał ich dla siebie, lecz rozdał swoim wasalom. Po Gilles'u de Rais pozostały dokumenty i historia, która przerodziła się z czasem w baśń o Sinobrodym.

Cytaty pochodzą z książki Michela Herubela „Gilles de Rais".

Życie Gilles'a de Rais zapowiadało się wspaniale. Należał do bogatej bretońskiej rodziny i niczego mu nie brakowało. Urodził się w 1405 r. jako Gilles de Montmorency-Laval w rodzinnym zamku Champtocé-sur-Loire. Był synem Guya II de Montmorency-Lavala oraz Marii de Craon. Od początku wyróżniał się inteligencją i wieloma talentami. Szybko nauczył się czytać i pisać, dobrze władał łaciną, zręcznie iluminował manuskrypty. Pobierał też nauki z zakresu sztuki wojennej – taktyki i strategii. Udzielano mu lekcji etyki i moralności. Szczęśliwy czas się skończył, gdy miał dziesięć lat. W 1415 r. zmarli jego rodzice, a on i jego młodszy brat René de La Suze trafili pod opiekę dziadka ze strony matki, Jana de Craon. Był to mężczyzna wyrachowany i skoncentrowany głównie na pomnażaniu majątku.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar