– Mam nadzieję, że wszyscy, którzy mogą wnieść choćby najmniejszy wkład w wyjaśnienie (przyczyn choroby Nawalnego – red.), zrobią to – powiedział niemiecki prezydent Frank-Walter Steinmeier.
Niemieckie władze wprowadziły zaostrzone środki bezpieczeństwa. Samolot sanitarny wiozący znajdującego się w śpiączce Rosjanina wylądował na Tegel, czyli nie na tym berlińskim lotnisku, na którym go oczekiwano (Schönefeld). Do kliniki Charite przewiozła go w konwoju sanitarka niemieckiej armii. Pod samym budynkiem dyżurowało potem co najmniej dziesięć policyjnych furgonów. – Ślady jadu i politycznych zabójstw na ulicach (miast) całego świata zmuszają Niemcy do ochrony swego gościa – powiedział w telewizji ZDF jej komentator Theo Kohl.
Na taką ochronę pozwala dyplomatyczny status, jaki Nawalnemu nadał Berlin, uznając go za „osobistego gościa pani kanclerz” – mimo że znalazł się w Niemczech nawet bez paszportu. W dodatku rosyjskie władze ukarały go wcześniej zakazem opuszczania miejsca zamieszkania. Nic sobie z tego nie robiąc, wyjechał z Moskwy na Syberię, a teraz – poprzez granice – trafił do berlińskiego szpitala.
Pierwsze wyniki jego niemieckich badań będą znane dopiero w poniedziałek, głównie dlatego że Rosja wypuściła znajdującego się w śpiączce polityka, ale odmówiła wydania jego karty choroby i wyników badań w omskim szpitalu. – Sukces lekarzy to połowa sukcesu śledztwa. Bez odpowiedzi na pytanie, jaką trucizną otruto Nawalnego, nie będzie odpowiedzi na pytania przynajmniej o wykonawcach przestępstwa – uważa rosyjski opozycjonista z Pskowa Lew Szlosberg.
Demokratyczna opinia publiczna w Rosji jest bowiem przekonana, że Nawalny został otruty tak jak dwa lata wcześniej Piotr Wierziłow, którego również leczono w berlińskiej Charite.