Dla większości pacjentów ta diagnoza równa jest wyrokowi śmierci. Co możemy zrobić, by poprawić obraz sytuacji? Jak walczyć z tą niezwykle niebezpieczną chorobą? Odpowiedzi szukali uczestnicy debaty „Nowotwory płuc – postępy w terapii i potrzeba zmian systemowych w Polsce".
– Rak płuca jest onkologicznym problemem numer jeden w Polsce – najczęściej wykrywanym nowotworem złośliwym w naszym kraju, przy czym mówimy o ponad 20 tys. osób z rozpoznawanym co roku pierwotnym nowotworem płuca. Do tej statystyki nie wliczamy chorych, którzy mają przerzuty w płucach z innych nowotworów – wyjaśnia prof. dr hab. Maciej Krzakowski z Centrum Onkologii w Warszawie.
– O skali tego problemu świadczy liczba 23 tys. zgonów rocznie spowodowanych przez raka płuca oraz wskaźnik 13,5 proc., wyrażający pięcioletnią przeżywalność. Warto także zauważyć, że skala problemu jest różna w odniesieniu do mężczyzn i kobiet. Kiedyś na raka płuca chorowali niemal wyłącznie mężczyźni. Obecnie się to zmienia. Zachorowalność oraz umieralność wśród mężczyzn maleje, a rośnie – dość wyraźnie – u kobiet. Obecnie jest tak, że rak płuc to zabójca numer jeden wśród kobiet, jeśli uwzględniamy zgony spowodowane przez nowotwory. Więcej kobiet umiera na raka płuca niż na raka piersi, co spowodowane jest m.in. wspomnianym skokiem zapadalności – tłumaczy Krzakowski.
Wysoka śmiertelność związana z rakiem płuc spowodowana jest przez wiele czynników. Do najważniejszych należy późne wykrycie choroby. Postawienie dobrej diagnozy bywa bardzo trudne, gdyż w początkowym stadium nowotwór zwykle rozwija się bezobjawowo, a pierwsze dolegliwości są mało specyficzne i rozpoznanie choroby często następuje zbyt późno.
– Musimy pamiętać o dwóch kwestiach. Po pierwsze, jest to jedyny nowotwór, w którego przypadku notujemy co roku podobną liczbę zachorowań oraz zgonów. Już tylko to wystarczy za mocny argument, że coś z tym trzeba zrobić. Druga kwestia to fakt, że w przeciwieństwie do innych nowotworów w przypadku raka płuc jesteśmy w stanie zaoferować leczenie o charakterze radykalnym, a tym leczeniem jest tylko i wyłącznie operacja, zaledwie 15–20 proc. chorym. Innymi słowy, mamy rzeszę chorych, ponad 80 proc., którzy w momencie rozpoznania choroby są już na etapie zaawansowania nieoperacyjnego. Jest to albo miejscowo zaawansowana choroba, albo choroba tzw. uogólniona, gdzie mamy potwierdzone istnienie przerzutów odległych. Na tym etapie nie mamy już możliwości leczenia radykalnego. I to jest największy problem, który dotyka tysięcy osób w naszym kraju – tłumaczy prof. dr hab. Rodryg Ramlau, kierownik Katedry i Kliniki Onkologii Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.