Rz: Elektrownie wiatrowe na stałe wpisały się w krajobraz Polski. Od nowego roku ich właściciele zmagają się jednak z poważnym problemem podatkowym.
Michał Nielepkowicz: Tak. Inwestorzy nie wiedzą w jaki sposób płacić podatek od nieruchomości od wiatraków. Nieliczni płacą tylko od fundamentu i masztu, bo uzyskali korzystne dla siebie indywidualne interpretacje podatkowe. Inni powinni płacić daninę od całego urządzenia, czyli razem z częściami technicznymi, gdyż nie mieli tyle szczęścia i organy gminy w ich sprawach uznały inaczej. Pozostaje im nadzieja na uchylenie niekorzystnych interpretacji w batalii przed sądem administracyjnym. Choć wiele wskazuje na to, że uchwalone przepisy nie miały wywołać skutków podatkowych, to pierwsze rozstrzygnięcia sądowe nie napawają optymizmem. Chaos się pogłębia. Pomóc może tylko zmiana prawa.
Może podatnicy przesadzają. Nie byłby to przecież pierwszy przypadek sporu podatkowego, którego rozwiązania trzeba szukać w sądzie.
Niestety, w tym przypadku sprawa jest bardzo poważna. Kwoty podatku płaconego od elektrowni wiatrowych to znaczne sumy. Na jedną farmę wiatrową składa się zazwyczaj ok. 10 urządzeń. Każde z nich jest warte kilka mln zł. Podatek płacony jest w wysokości 2 proc. wartości budowli. Jeśli podatek płacony jest od fundamentu i masztu, to kwota dla fiskusa to kilkadziesiąt tys. zł od urządzenia. Gdy jednak w podstawie opodatkowania uwzględnimy urządzenia techniczne, to podatek wzrośnie do kilkuset tys. zł od każdego wiatraka. Podwyżka – trzeba przyznać – znacząca. Nie do udźwignięcia przez inwestorów.
Skąd to całe zamieszanie?