W tym tygodniu jednak udzielił „Wyborczej" wywiadu, przywołując znane od dawna tezy. Michnik powtarza je zawsze, gdy niemainstreamowa prawica dojdzie do władzy. Nieodmiennie słyszymy o kulcie siły, który rzekomo charakteryzuje polską prawicę, o zagrożeniu endeckim skażeniem i o autorytaryzmie. I nie inaczej było tym razem. Adam Michnik opowiadał z pasją o tym, że już za moment w Polsce skończy się demokracja, i przekonywał, że konserwatyści w Polsce popierają Jarosława Kaczyńskiego, bo odpowiada im kult siły.
I nie warto by było zajmować się tymi enuncjacjami, gdyby nie pewien drobiazg. Otóż są one dokładnym zobrazowaniem sytuacji, w której najgłośniej do łapania złodzieja nawołuje złodziej. Tu jest podobnie, największym krytykiem „kultu siły" rzekomo charakteryzującego polską prawicę jest ten, który z kultu siły uczynił jeden ze znaków rozpoznawczych swojego środowiska. Oskarżonymi zaś są ci, którym wiele zapewne można zarzucić, ale z pewnością siły przez lata nie mieli.
Tak się bowiem składa, że polska prawica niemal nigdy w Polsce władzy nie sprawowała. Gdyby zliczyć wszystkie lata, w których – niemal nigdy samodzielnie – pozwolono jej w Polsce rządzić, to z trudem zbierze się trzy. W pozostałym okresie, tak się składa, sprawowali władzę ludzie wspierani, mniej lub bardziej otwarcie, przez „Gazetę Wyborczą". I to oni narzucali narrację, zlecali inwigilację (choćby obrońców życia), zwalniali z pracy (choćby prof. Chazana) itd., itp.
Jeśli więc ktoś lubił siłę i chciał z niej skorzystać, to skrajną głupotą byłoby, gdyby przyłączał się do prawicy. Tam można było co najwyżej oberwać podsłuchem albo zostać zaliczonym do oszołomów. Jeśli więc ktoś mimo wszystko prawicowcem czy konserwatystą zostawał, to z pewnością z innych niż kult siły powodów.
Nie inaczej jest także w przestrzeni medialnej czy intelektualnej. Tu siłę mają gender, queer, opowieści o pokojowym islamie i zbawczej roli multi-kulti, a także o prawie do aborcji. Za obronę życia, prawdę o islamie i jego charakterze czy krytykę pseudonaukowego bełkotu feministek można zaś co najwyżej zostać wykluczonym z dobrego naukowego towarzystwa.