Pierwsze tygodnie po wyborach upływają bez publicznych „kierunkowych" deklaracji liderów obozu władzy, w tym Jarosława Kaczyńskiego. Politycy PiS dość ogólnie wypowiadają się o tym, jaki kurs obierze ich partia w drugiej kadencji. Ale wiemy już jedno.
Powalczyć o metropolie
W trakcie wystąpienia na wyjazdowym posiedzeniu klubu PiS w Ożarowie, o czym pisała „Rzeczpospolita" w ubiegłym tygodniu, Jarosław Kaczyński zadeklarował, że droga ku skrajnościom to jednocześnie droga do przegranej w wyborach prezydenckich przez Andrzeja Dudę. Prezes jasno wbija w tej chwili flagę PiS w centrum. To niesie ze sobą określone konsekwencje, przede wszystkim na styku PiS i Konfederacji, obecnie jednym z kilku najbardziej istotnych miejsc na scenie politycznej.
Politycy partii rządzącej oficjalnie i nieoficjalnie przyznają, że wynik wyborów parlamentarnych skłania do pogłębionych analiz oraz przygotowania oferty kierowanej przede wszystkim do dużych miast i metropolii. Z tym kierunkiem ma być skorelowany skład nowego rządu. To pasuje do tego, co w Ożarowie mówił prezes PiS. Brak skrajności ma zapewnić, że Andrzej Duda pozostanie prezydentem. Jego kampania siłą rzeczy będzie musiała być dostosowana do nowych warunków. PiS może liczyć na pozyskanie nowych wyborców poza dużymi metropoliami, ale w nich samych prawdopodobna jest mobilizacja elektoratu opozycji wokół „swoich" kandydatów. Jednak wybory raczej na pierwszej turze się nie skończą, liczą się z tym politycy PiS przygotowujący wraz z doradcami Dudy szkic kampanii prezydenckiej. Bo chociaż oficjalnie ona nie ruszyła, to czy ktoś tego chce czy nie, tak naprawdę zaczęła się już dzień po wyborach do Sejmu. I teraz wszystkie oczy skierowane są na Andrzeja Dudę. PiS bowiem wie, kto będzie jego kandydatem, po stronie opozycji takiej jasności nie ma.
Testowanie PiS-u
Na to wszystko nakłada się teraz sytuacja Konfederacji. Słowa lidera PiS o skrajnościach dają jej szansę w Sejmie. Nie jest to oczywiście pole, na którym partia rządząca w ogóle nie będzie walczyć, ale najbliższe miesiące i wymogi kampanii zarysowane przez Kaczyńskiego dają Konfederacji pewnego rodzaju polityczną okazję do wykorzystania.
Jeden z jej liderów Janusz Korwin-Mikke zapowiedział niedawno na łamach „Rzeczpospolitej", że Konfederacja ma w planach składanie ustaw np. „anty-LGBT" i czekanie na reakcję PiS. Warto jednak odnotować, że licząca 11 posłów Konfederacja do każdego swojego pomysłu będzie musiała szukać w Sejmie sojuszników. Bo do złożenia projektu potrzeba 15 podpisów. Nie znajdzie ich na pewno w opozycji, być może poza pojedynczymi posłami Kukiz'15, którzy dostali się do parlamentu z list PSL-Koalicji Polskiej. Współpraca posłów PiS z Konfederacją może być zaś dla nich mocno ryzykowna politycznie.