Dyscyplinarka dla pracownika, który podczas zwolnienia przychodzi do pracy

Przeczytałem na tutejszych łamach interesujące podsumowanie orzecznictwa na temat – czy należy dyscyplinarnie zwolnić pracownika, który w czasie zwolnienia przychodzi do pracy. Ale nie do jakiejś innej pracy, tylko do swojej pracy.

Publikacja: 24.08.2017 06:40

Dyscyplinarka dla pracownika, który podczas zwolnienia przychodzi do pracy

Foto: 123RF

Rozważania sądów, a zwłaszcza Sądu Najwyższego na taki temat, zawsze przyjmuję ze zrozumieniem. Prawo pracy jest adresowane do wszystkich bardziej niż jakiekolwiek inne prawo, toteż zachodzi potrzeba zajmowania się nawet takimi sprawami, które z pozoru na prawniczą analizę nie zasługują.

Są to bowiem sprawy, w których owszem, można i trzeba wydać wyrok, ale jednocześnie żadną miarą nie uda się osiągnąć jakiegokolwiek uogólnienia przydatnego dla ogółu.

Na tym tle wypowiedział się jednakowoż Sąd Najwyższy w wyroku z 16 marca 2017 r. (II PK 14/16). Stwierdził, że nie można a priori głosić, iż każde świadczenie pracy w okresie zwolnienia lekarskiego wypełnia przesłanki z art. 52 § 1 pkt 1 kodeksu pracy.

W tym wyroku stan faktyczny polegał na tym, że pracownik w okresie zwolnienia lekarskiego świadczył pracę na rzecz swojego zakładu pracy i z tej przyczyny – tj. z powodu naruszenia warunków zwolnienia lekarskiego – pracodawca rozwiązał z nim umowę w trybie dyscyplinarnym.

Problem zwolnień z pracy jest jednym z najtrudniejszych i jednocześnie najbardziej specyficznie polskich, lokalnych problemów prawa pracy. Mimo że jest rzeczą najzupełniej oczywistą, że zwolnienia lekarskie są powszechnie i masowo nadużywane, nie został stworzony system zobiektywizowanej weryfikacji zasadności zwolnień. Nie jestem pewien, czy ktoś jeszcze próbuje z tym zrobić porządek. Obawiam się, że brak tu pomysłu i wiary, że nad tym problemem można zapanować. Jest to, jak sądzę, specyficznie polski problem, w którym przeglądają się różne nasze narodowe właściwości.

Problem ten ilustruje całkowicie formalne podejście znacznej części z nas do pracy i obowiązków pracowniczych. Nawet samo stwierdzenie „idę na zwolnienie", które przecież jest używane nieporównanie częściej niż prosty opis rzeczywistości „jestem chory", jest wyrazem traktowania obowiązków pracowniczych w sposób nie osobisty, lecz całkowicie zewnętrzny.

Każdy pracodawca wie, że jeśli pracownik liczy się ze zwolnieniem z pracy, to bardzo często „idzie na chorobę". Często nie oznacza to, że naprawdę jest chory, tylko że w ten sposób uzyskuje łatwo dostępną ochronę przed wręczeniem oświadczenia o wypowiedzeniu umowy.

Oczywiście, źródłem problemu jest bardziej brak jednolitych standardów medycznych w odniesieniu do tego, co miałaby oznaczać niezdolność do pracy, czyli problem jest po stronie lekarzy. Ale w tle jest też zupełnie specyficzny problem „solidarności" lekarzy z pracownikami, co końcowo stanowi fragment stosunku Polaków do władzy, którą w tym przypadku reprezentuje pracodawca.

Natomiast idea, żeby karać zwolnieniem dyscyplinarnym pracownika, który mimo zwolnienia lekarskiego przyszedł do pracy, jest w gruncie rzeczy następstwem pomieszania najzupełniej różnych stanów faktycznych, w których zakresie to samo zachowanie nie to samo znaczy.

Rzecz bowiem nie w tym, że pracownik przyszedł do pracy mimo zwolnienia lekarskiego, tylko w tym, po co przyszedł.

Jeżeli mimo choroby stawił się, aby ratować firmę, to powinien dostać medal, a nie dyscyplinarkę, a w każdym razie bardzo dobre słowo od pracodawcy. Ale jeśli przyszedł np. po to, żeby skopiować twardy dysk, to zasługuje na dyscyplinarkę – niekoniecznie jednak za to, że przyszedł do pracy podczas L4.

Tych stanów faktycznych nie da się zgeneralizować, jak zresztą wielu stanów faktycznych w prawie pracy. Dlatego Sąd Najwyższy mógł powiedzieć tylko to, co powiedział: że nie da się a priori przyjąć, iż każde świadczenie pracy w okresie zwolnienia lekarskiego wypełnia przesłanki z art. 52 k.p.

Zwróćmy jednak uwagę, że nawet proste nazewnictwo wokół takich stanów faktycznych zawiera ukryte oceny, i dlatego uogólnienia są niemożliwe. Bo „zwolnienie chorobowe" to nie to samo co „choroba" albo „bycie chorym". „Świadczenie pracy" to niekoniecznie to samo co „pracowanie", a już zwłaszcza niekoniecznie to samo, co „obecność w zakładzie pracy". I tak dalej.

Dlatego prawa pracy zawsze będziemy uczyli się na kazusach. Aczkolwiek wszystkie kazusy powinniśmy interpretować z zastosowaniem podstawowej normy ogólnej, a mianowicie normy przyzwoitości. ?

Rozważania sądów, a zwłaszcza Sądu Najwyższego na taki temat, zawsze przyjmuję ze zrozumieniem. Prawo pracy jest adresowane do wszystkich bardziej niż jakiekolwiek inne prawo, toteż zachodzi potrzeba zajmowania się nawet takimi sprawami, które z pozoru na prawniczą analizę nie zasługują.

Są to bowiem sprawy, w których owszem, można i trzeba wydać wyrok, ale jednocześnie żadną miarą nie uda się osiągnąć jakiegokolwiek uogólnienia przydatnego dla ogółu.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem