Kiedy w 2016 r. PiS przejmowało Trybunał Konstytucyjny, potrzebowało wielu nowelizacji, aby wymienić jego władze. Sąd Najwyższy był bardziej odporny na agresywne działania partii. PiS nie zrezygnowało jednak z polityki „zero kompromisu" wobec sądów i przeprowadziło na SN kolejne ustawowe ataki. O żadnym współdziałaniu nie mogło być mowy. SN stał się twierdzą oporu wobec działań PiS.

Z związku z kończącą się kadencją prezes SN zegar bił jednak nieubłaganie na korzyść PiS. Kolejne nowelizacje otworzyły furtkę do przeforsowania własnego kandydata na prezesa przez nowych sędziów, którzy obecnie w SN są mniejszością, i przedstawienia go prezydentowi. PiS zabezpieczyło się też przed działaniami blokującymi lub odsuwającymi w czasie wybór nowych władz, m.in. przez prezydenckie uprawnienie wskazania „czasowego prezesa komisarza".

Władze SN i starsi sędziowie znaleźli się dziś na rozdrożu: stawiać prawny opór czy zaakceptować to, że nowy prezes będzie pochodził spoza ich grona. Próba podważania zdolności wyborczych nowych sędziów byłaby karkołomna. A już na pewno wywołałaby potężny konflikt z PiS i wewnątrz SN, który mógłby sparaliżować jego działanie i zrujnować autorytet tej instytucji. Dlatego zarzucanie przez część prawników i komentatorów prof. Małgorzacie Gersdorf wywieszania białej flagi uważam za ocenę zbyt surową. Więcej można się tu dopatrzyć racjonalności niż tchórzostwa. Ten spór trudno było zatrzymać bez ogromnych strat, chaosu orzeczniczego, a toczenie go w warunkach pandemii tylko wyostrzyłoby społeczne i polityczne napięcia wokół SN.

Dziś dla wszystkich sędziów SN najważniejsze jest nie dopuścić do obrania przez tę instytucję ścieżki, którą idzie Trybunał Konstytucyjny, stając się instytucją sprzężoną z władzą polityczną. A pokusa i oczekiwania mogą być podobne. Dlatego na nowym prezesie spocznie ogromna odpowiedzialność za los SN. Podobnie jak na wszystkich sędziach: starych i nowych, bo to od ich sumień, odwagi, wiary w zasady będzie zależało, czy ta najważniejsza instytucja sądownicza będzie niezależna od władzy politycznej. „Sterylność orzecznicza" musi być zachowana, inny scenariusz będzie oznaczał katastrofę.