Gorzki flirt z zakazem handlu

Dopiero w czasie kampanii wyborczej władza szeroko otwiera oczy na oczywiste wydawałoby się fakty. Tak jest też obecnie.

Publikacja: 10.02.2019 21:00

Gorzki flirt z zakazem handlu

Foto: 123RF

Niedawno rząd ogłosił, że dokona oceny funkcjonowania zakazu handlu w niedzielę. Wiadomo już bowiem, że rozkłada on na łopatki małe sklepy. Ludzi zaś przyzwyczajonych do kupowania świeżych bułek w niedzielę doprowadza do szewskiej pasji.

„Brawo!" – chciałoby się krzyknąć. Ale mija ledwie 40 dni od 1 stycznia, gdy decyzją władzy ten właśnie zakaz po roku obowiązywania... zaostrzono! Z dwóch niedziel handlowych w miesiącu została jedna. Dlaczego przed tym nie dokonano odpowiednich analiz? To jakby krawiec najpierw szył garnitur, a dopiero potem pytał klienta o kolor materiału i zapraszał na mierzenie.

Niedziele handlowe 2019. W te niedziele będzie można zrobić zakupy w 2019 roku

Władza wykonuje takie „esy-floresy" z powodu romansu z organizacją związkową z „S" w nazwie. Męski żart głosi, że kobieta to najgroźniejszy pocisk. Bo wpada w oko, rani serce, dziurawi kieszeń i wychodzi bokiem. Teraz rząd przekonał się, że pani „S" jest taką właśnie zołzą. Żądała zakazu handlu i w końcu go wydębiła. Ale chociaż dostała, co chciała, to nadal jest niezadowolona. Kaprysi, robi awantury i grozi wyprowadzką.

Ci, co rok temu flirtowali ze związkowcami na temat zakazu, dziś muszą przełknąć gorzką pigułkę. Powinni wycofać się rakiem z tego pomysłu. Jest on zwyczajnie nietrafiony. I niech nie mówią, że nie wiedzieli. Ostrzegano przed jego skutkami. Mówiono, że to się dobrze nie skończy i spodziewanych efektów nie przyniesie. Tak się też stało. Duże sieci, dysponując znacznym kapitałem, zorganizowały promocje. Wpłynęły na przyzwyczajenia zakupowe klientów. Pozmieniały grafiki pracy, by poradzić sobie z niedzielną przerwą. Teraz trzeba pracować w środku nocy. A co mają robić studenci, emeryci czy stali pracownicy chcący sobie dorobić? Mieli na to szansę tylko w niedzielę. Z kolei małe rodzinne sklepy, którym zakaz miał pomóc, zaczęły padać. Według różnych statystyk zniknęło ich do 2019 roku od kilku do nawet kilkunastu tysięcy! Wielkich marketów za to przybywa. Na te wszystkie zjawiska zwracali uwagę eksperci, przedsiębiorcy, a nawet pracownicy. Niestety, na nic się to zdało.

Dziś władza musi niezręcznie tłumaczyć, że czarne jest białe. I poprawiać to, co wcześniej popsuła. Tyle że bycie mistrzem w rozwiązywaniu problemów, które się samemu tworzy – to żaden powód do dumy.

Można jednak uczyć się na błędach. Nie ignorować merytorycznych uwag i odmiennych opinii. Zachowywać przy legislacji zdrowy rozsądek. Robić rzetelne oceny skutków regulacji (OSR) do każdego projektu ustawy, a potem przeprowadzać uczciwe konsultacje społeczne. A jeśli popełni się błąd – to naprawić go, a nie pudrować. Zakaz handlu należy znieść. Po prostu. Wprowadzić inne zasady regulujące handel w niedzielę – tak by zarówno pracownicy, klienci i przedsiębiorcy byli zadowoleni.

Oczywiście takie rozwiązania istnieją. Wystarczy się spotkać razem przy stole i o nich podyskutować. Tylko tyle, choć bywa, jak widać, że aż tyle.

Niedawno rząd ogłosił, że dokona oceny funkcjonowania zakazu handlu w niedzielę. Wiadomo już bowiem, że rozkłada on na łopatki małe sklepy. Ludzi zaś przyzwyczajonych do kupowania świeżych bułek w niedzielę doprowadza do szewskiej pasji.

„Brawo!" – chciałoby się krzyknąć. Ale mija ledwie 40 dni od 1 stycznia, gdy decyzją władzy ten właśnie zakaz po roku obowiązywania... zaostrzono! Z dwóch niedziel handlowych w miesiącu została jedna. Dlaczego przed tym nie dokonano odpowiednich analiz? To jakby krawiec najpierw szył garnitur, a dopiero potem pytał klienta o kolor materiału i zapraszał na mierzenie.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację