Jeszcze tylko jeden koncert organizowany tradycyjnie w Wielki Piątek, który przyniesie dzieło niezwykłe – „War Requiem" Benjamina Brittena i 23. Wielkanocny Festiwal przejdzie do historii. Określenie „śpiewająco" odnosi się zaś bardziej do tytułu obecnej edycji, a mniej do samego przebiegu muzycznych zdarzeń. Ten bowiem trafniej charakteryzuje cytat z pamiętnego przeboju Kory i Maanamu: „Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie".
Wyjątkowa podróż
Już pierwszy koncert – jeszcze półoficjalny, popołudniowy, przed uroczystą wieczorną inauguracją – przyniósł kreację artystyczną na absolutnie najwyższym poziomie.
Taka interpretacja „Podróży zimowej" Franza Schuberta, jaką zaprezentował niemiecki baryton Christian Gerhaher ze swym wieloletnim partnerem przy fortepianie Geroldem Huberem, byłaby ozdobą najważniejszych imprez muzycznych świata. Wokalna precyzja połączyła się z umiejętnością wydobycia znaczenia każdego słowa, muzykalność obu artystów z ich wrażliwością.
Recital rozbudził apetyty publiczności, ale i zrodził obawy, czy któryś z zaproszonych artystów będzie w stanie dorównać niemieckiemu tandemowi. Pojawił się jednak ktoś taki, Estończyk Paavo Järvi, nowy szef czołowej orkiestry Europy, Tonhalle z Zurychu. Występowała ona wcześniej na tym festiwalu, ale po raz kolejny okazało się, jak wiele zależy od dyrygenta prowadzącego muzyków.
Paavo Järvi potrafił wyzwolić z członków tego zespołu radość muzykowania, osiągnąć z nimi piękne, soczyste brzmienie. Tonhalle wraz z dyrygentem wręcz porwała publiczność żywiołową, a przy tym precyzyjną interpretacją IV symfonii Beethovena, dowodząc, że w klasyczne dzieło można tchnąć współczesną energię, nie wypaczając sensu tej muzyki.