Zamierzenia WHO są bardzo ambitne. Organizacja - na podstawie własnych badań - przyjmuje, że ograniczenie spożycia cukru w napojach będzie możliwe, gdy ceny pójdą o co najmniej 20 proc. w górę. W efekcie ludzie będą rzadziej chorować na cukrzycę, choroby związane z otyłością oraz będą mieli zdrowsze zęby. Puszka Coca-Coli zawiera ok. 35 g cukru, co odpowiada siedmiu kostkom.

Cukrowy podatek nie jest nowością. Kilka krajów zdążyło go już wprowadzić. Obowiązuje m.in. we Francji, gdzie początkowo ceny wzrosły, a konsumpcja spadła, jednak obecnie rośnie. Takie rozwiązanie stosuje też Norwegia i Węgry, jak również również kilka miast w USA. Podobne regulacje chce wprowadzić RPA - od 2017 roku oraz Wielka Brytania - od 2018 roku. Z podobnych podatków („cukrowego" i „tłuszczowego") wycofała się natomiast kilka lat temu Dania. W Meksyku (podatek podniósł cenę o 10 proc., sprzedaż spadła o 6 proc.) miała miejsce prawdziwa wojna o niewprowadzanie słodkiego podatku. Biznesmeni oraz organizacja producentów napojów gazowanych krytykowali projekt podatku strasząc ogromnym wzrostem bezrobocia. Według lokalnych gazet akcją sterowała firma PwC. Podobny przebieg, lecz inny koniec, miała kampania w Kolumbii. Miejscowy potentat na rynku napojów słodzonych zaskarżył i skutecznie zablokował kampanię edukacyjną o skutkach nadmiernego spożycia cukru.

Eksperci WHO uważają wręcz, że ilość spożywane cukru powinna zostać radykalnie obniżona. - W kontekście żywienia, ludzie wcale nie potrzebują cukru w diecie - uważa dr Francesco Branca, szef działu zdrowego żywienia w WHO. Jego zdaniem w ujęciu dostarczanych organizmowi kalorii, udział cukru nie powinien przekraczać 10 proc. Efekty zdrowotne obniżenia poziomu sprzedaży słodzonych drinków w krajach, które wprowadziły dodatkowe opłaty, dopiero będą badane.