Od 15 lipca Emirates zamierzają polecieć do Genewy, w tydzień później do Los Angeles. Od 1 sierpnia zaplanowane są rejsy do Dar Es Salam, w dzień później do Pragi i mniej więcej w tym samym czasie także do Warszawy. Pod warunkiem, że Unia Europejska otworzy się na ten kierunek. W połowie sierpnia polecą także do Bostonu i wówczas z Dubaju przewoźnik ma obsługiwać 58 lotnisk, w tym 20 w Europie i 24 w regionie Azji i Pacyfiku.
Czytaj także: Znów będzie można latać. Co czeka pasażerów?
Adnan Kazim, wiceprezes Emirates ds. handlowych podkreślił w komunikacie, że na rynku widać już wyraźne zainteresowanie podróżami lotniczymi, które pojawiło się w momencie, kiedy Dubaj otworzył swoje granice, tak, jako port przesiadkowy, jak i atrakcja turystyczna. — Dlatego postanowiliśmy stopniowo odbudowywać swoją siatkę. Wszystkie nasze rejsy odbywają się z zachowaniem wszystkich zasad bezpieczeństwa i zdrowia naszych pasażerów i załóg — powiedział wiceszef Emirates.
Czytaj także: Podróże na dłużej stracą swoją magię
W wywiadzie udzielonym CNBC Arabia Adnan Kazim przyznał również, że obecne warunki rynkowe najpewniej doprowadzą do „prawie fuzji" Emirates i niskokosztowej linii dubajskiej Flydubai. Linie ze sobą nie konkurują, mają zupełnie innych klientów. Emirates operują wyłącznie maszynami szerokokadłubowymi. Flydubai, które wożą pasażerów szukających tanich połączeń (latały m.in. do Krakowa) mają (tak jak np. Ryanair) w swojej flocie wyłącznie Boeingi 737. Jednakże w sytuacji, kiedy na niektórych kierunkach niemożliwe byłoby wypełnienie Boeingów B777 i Airbusów 380, można byłoby tam wstawiać mniejsze samoloty Flydubai. — Flydubai jest dla nas ogromnym wsparciem, a w obecnej sytuacji pandemii musimy maksymalnie wykorzystywać wszystkie maszyny, jakie mamy— mówił Adnan Kazim.