A końca protestu związków zawodowych personelu pokładowego oraz pilotów nie widać.
We wtorek LOT zmuszony był z powodu braku kompletnej załogi odwołać dwa rejsy: z Krakowa do Warszawy i z Warszawy do Krakowa, ponieważ pracy odmówiła starsza stewardesa - szefowa pokładu. Jak informuje Konrad Majszyk z biura prasowego przewoźnika, dwa inne odwołane loty - do słowackich Koszyc i z Katowic do Warszawy - nie odbyły się z przyczyn technicznych. W przypadku Koszyc było to zderzenie maszyny z ptakiem, a rejs katowicki został odwołany z powodu awarii.
W poniedziałek wieczorem prezes LOT, Rafał Milczarski rozmawiał o sytuacji w spółce z Michałem Dworczykiem, szefem kancelarii Rady Ministrów. — Możemy z tego wnioskować, że premier Mateusz Morawiecki jest poinformowany o sytuacji w spółce — mówi Adrian Kubicki, dyr. komunikacji korporacyjnej i PR w spółce. Potwierdził on również, że przewoźnik domaga się od kapitana, który odmówił rejsu do Toronto odszkodowania w wysokości 600 tys. złotych za odwołany rejs. Kapitan z kolei wyjaśnia, że w atmosferze, która w tej chwili panuje w LOT, nie sposób jest pracować, a pilotowanie Dreamlinera wymaga komfortu pracy.
Nie ma jeszcze informacji, jak będą wyglądały dzisiejsze rejsy długodystansowe. Wiadomo jednak, że 67 pracowników, którzy w poniedziałek 22 października otrzymali zwolnienia dyscyplinarne za odmowę wykonania pracy, może do pracy wrócić, jeśli przerwą strajk. Strajkujący dzisiaj to najbardziej wartościowi pracownicy LOT-u - doświadczeni kapitanowie oraz starsze stewardesy, najczęściej szefowe pokładu.
Liczba odwołanych rejsów od początku strajku wzrosła do 28 - poinformował Adrian Kubicki. Wiadomo, że w Warszawie nie wylądują także samoloty, które powinny przylecieć z Zielonej Góry, Szczecina, Hamburga, Amsterdamu, Berlina, Moskwy, Chicago i Nowego Jorku.