Bo jeśli dźwiękowych nie było, to nie było także mowy o statusie kolumny uprzywilejowanej w ruchu drogowym. A zeznania świadków są w tej kwestii sprzeczne.

Gdyby udało się ustalić prawdę, to być może od odpowiedzialności uwolniony by został 21-letni wówczas kierowca seicento, który wykonywał manewr skręcania, kiedy przepuściwszy pierwsze auto z kolumny, uderzył w limuzynę pani premier. To jednak z kolei obciążyłoby oficerów BOR, którzy – co powszechnie, choć nieoficjalnie, wiadomo – ściszają sygnały dźwiękowe, kiedy zmęczony aktywnością polityk przymyka oko na drzemkę. Nie wiadomo jednak, czy było tak i tym razem.

Ale może być też tak, że się nie dowiemy. Sąd przygotowuje się bowiem do niejawnych posiedzeń. Pierwsza rozprawa była niejawna i o terminach kolejnych dowiedzieliśmy się z komunikatu sądu. Wiadomo też już, że niektóre przesłuchania odbywać się będą w sali przystosowanej do przesłuchań niejawnych, a sędzia – rzeczniczka krakowskiego Sądu Okręgowego – nie kryje, że sąd będzie pracował przynajmniej częściowo w takim właśnie trybie, każdorazowo decydując o charakterze aktualnej rozprawy. Sąd Rejonowy w Oświęcimiu, który prowadzi tę sprawę, nie wypowiada się na jej temat.

Zapewne w materiale dowodowym są elementy, które dotyczą pracy oficerów BOR, które nie powinny być ujawniane. Ale pieczołowite przygotowania do zamknięcia drzwi sali sądowej przed mediami i opinią publiczną niepokoją.

Bo jedyną szansą na zachowanie transparentności tego postępowania jest jak największa jego jawność. Szansą nie tylko dla oskarżonego Sebastiana K., ale przede wszystkim dla władzy, która w ten dramatyczny sposób zetknęła się z obywatelem. To w interesie pani Beaty Szydło leży drobiazgowe ujawnienie wszystkich okoliczności tego zdarzenia. Władza ma przecież i tak uprzywilejowaną pozycję względem młodego mężczyzny, który wplątał się w kraksę na „wysokim szczeblu". No, chyba że te okoliczności pokażą, że w interesie władzy ich ujawnianie nie leży.