16 października ruszy proces w sprawie wypadku premier Beaty Szydło, jaki wydarzył się w lutym 2017 roku w Oświęcimiu. Będzie to jeden z najważniejszych procesów ostatnich lat – prokuratura chce udowodnić winę Sebastiana K. – kierowcy seicento, który skręcał, kiedy omijała go rządowa limuzyna.
Jednak relacjonowanie sprawy zawisłej na wokandzie, która cieszy się ogromnym zainteresowaniem społecznym, nie będzie łatwe. Wszystko wskazuje na to, że wiele posiedzeń będzie toczyć się za zamkniętymi drzwiami. – Sąd każdorazowo będzie decydował o tym, czy dana rozprawa będzie jawna, czy też nie – mówi „Rzeczpospolitej" sędzia Beata Górszczyk, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Krakowie. – Rozprawy z wyłączeniem jawności nie będą dostępne dla mediów ani publiczności – dodaje.
We wtorek, także za zamkniętymi drzwiami, w Sądzie Rejonowym w Oświęcimiu (on poprowadzi proces) odbyło się posiedzenie organizacyjne. Bez obecności mediów, bo w polskiej procedurze karnej takie posiedzenia są niejawne – chyba że sąd uzna inaczej, ale w tym przypadku na jawność się nie zdecydował. W efekcie strony – ani obrońca Sebastiana K., ani prokurator – po wyjściu z sali nie mogły niczego powiedzieć.
– Potwierdzam jedynie, że proces ruszy w tym roku, wyznaczono również kilka terminów – uciął nasze pytania mec. Władysław Pociej, obrońca oskarżonego. Jak od strony organizacyjnej ma wyglądać proces, podała rzeczniczka Sądu Okręgowego w Krakowie.
Pierwszą rozprawę wyznaczono na 16 października w Sądzie Rejonowym w Oświęcimiu, ale już kolejne (od 31 października do 18 grudnia) odbędą się w gmachu Sądu Okręgowego w Krakowie. Powód? – Ten sąd dysponuje odpowiednimi salami do przesłuchania w trybie niejawnym – tłumaczy sędzia Górszczyk.