Tragedia słynnego zabytku poruszyła nie tylko pióra dewotów, serca ponurych księży czy moralizujących grafomanów, ale nawet postaci tak zasłużone w sztuce demaskatorskiej, jak obrazoburcza Manuela Gretkowska. „Notre Dame zbudowano prawie tysiąc lat temu zgodnie z masońską sztuką i symboliką chrześcijańską. Dach jest symbolem miłosierdzia, od niego zaczął się pożar. Mury – jednością dusz, laickich i kleru. Może w tym leży »przyczyna«, w nieudanej renowacji, remoncie Kościoła. Bóg niszczy swoje dzieło, powiedziano by w średniowieczu, za karę. Za pedofilię, brak miłosierdzia i pychę kleru. Sypie się Watykan, płonie Notre Dame". Iście literackie disco polo, podlane bąbelkami ideologii ery wodnika. Z litości pominąłbym też drobiazg, że przed tysiącem lat nikt nie słyszał o masonach, ale nie pominę, bo od kogoś takiego jak Gretkowska można wymagać elementarnej wiedzy historycznej.

Martwią również konstatacje poważniejszych dziennikarzy, że częściowe zniszczenie jednego z najważniejszych narodowych zabytków świadczy o upadku francuskiej państwowości. No nie jest tak. Pożary i tragedie najważniejszych budowli państwowych zdarzały się na przestrzeni całej historii cywilizacji i mając przeróżne przyczyny, dotykały organizmów państwowych u szczytu siły i karier, by przypomnieć choćby Artemizjon spalony przez szalonego szewca czy dwie wieże w Nowym Jorku.

Warto też zwrócić uwagę, że paryski pożar zaczął się prawdopodobnie od rusztowań okalających iglicę, a przyczyną mogło być nawet zwarcie instalacji elektrycznej spowodowane przez wypróżniające się gołębie. Jak się zabezpieczyć w takiej sytuacji przed pożarem czujnikami dymu, tego by nawet Einstein nie wymyślił.

Apeluję więc w tej konkretnej sprawie o mniej egzaltowanej mistyki, a więcej rozsądku. I przypomnę, że my, Polacy, też mamy w związku z paleniem paryskiego zabytku nieco na sumieniu. Podczas gdy wojskami Komuny Paryskiej kierował gen. Jarosław Dąbrowski, komunardzi na serio planowali podpalenie Notre Dame, ale uznali to za technicznie niewykonalne (brak wyobraźni?). W sensie ideowym nawet bardziej niż literackim całopalenia dokonał Bruno Jasieński w swej słynnej powieści, a wszystko dopina Notre Dame w malarskiej metaforze Beksińskiego. Na koniec jeszcze moja osobista interpretacja znaków. O ile z kosmosu pożar wyglądał na płonący krzyż, o tyle tenże sam symbol w wyjątkowo integralnej formie jaśniał ze zdjęć okopconej nawy. Więc jednak symbol chrystusowy zwycięża. Czyż nie?