Przyczyny, za sprawą których co pewien czas wybuchają konflikty zbrojne między Izraelem a Palestyńczykami, mają się dobrze i nic nie wskazuje na to, by pojawili się przywódcy, którzy z determinacją podejmą próbę ich usunięcia. Dla wystrzeliwania rakiet w kierunku cywilów nie ma uzasadnienia i trzeba to zdecydowanie potępić.

To nie powinno jednak powstrzymać przed refleksją o polityce izraelskiej. Atak palestyński był odpowiedzią na zabicie przez Izraelczyków w Gazie jednego z dowódców Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu Bahy Abu al-Aty.

Bez wątpienia był to terrorysta, Islamski Dżihad jest na unijnej liście organizacji terrorystycznych. Gdy Amerykanie zabijają czołowych terrorystów, to zazwyczaj wszyscy się na Zachodzie cieszą. Z zabijanymi przez innych bywa różnie, między innymi dlatego, że Amerykanie zabijają głównie przywódców organizacji terrorystycznych dokonujących spektakularnych zamachów na Zachodzie. No i u nich jest kara śmierci. Zabijanie zaś nawet najgorszych zbrodniarzy przez kraje, które wyrzekły się najwyższego wymiaru kary, może w pięknoduchach budzić dyskomfort moralny i prawny. Konserwatystów takie wątpliwości w odniesieniu do Izraela, małego kraju, który żyje w ciągłym zagrożeniu, raczej nie dręczą. Może dręczyć coś innego: pytanie, do czego prowadzi zabijanie kolejnych palestyńskich liderów i dowódców? Czyli to, co niektórzy nazywają przycinaniem trawy. Eliminacja najgroźniejszych terrorystów daje Izraelowi trochę spokoju, zanim wyrosną nowi. Kilkadziesiąt lat takiej działalności opisał w grubej książce dziennikarz Ronen Bergman. Wynika z niej, że zyski są tymczasowe, a strategicznie to porażka – po zabitych przychodzą jeszcze gorsi dla Izraela przywódcy.

Najlepiej ilustruje to zabicie w 2004 roku w Gazie szejka Ahmeda Jasina, przywódcy Hamasu. Za jego czasów Hamas, radykalna organizacja sunnicka, był nie tylko antyizraelski, ale i niechętny szyitom. Jasin nie chciał współpracować z Iranem, jego następcy nie mają już takich problemów. A to Iran jest największym zagrożeniem dla Izraela.

Trudno się też oprzeć wrażeniu, że zabicie właśnie teraz Al-Aty z Islamskiego Dżihadu ma służyć wewnętrznym celom Beniamina Netanjahu. Jak twierdzi jego polityczny przeciwnik, Netanjahu mógł zlikwidować palestyńskiego terrorystę rok temu, ale nie chciał. Zdecydował się na to w momencie, gdy waży się jego los – jeżeli nie utrzyma się na stanowisku premiera, może z powodu zarzutów korupcyjnych trafić za kraty.