Jak linia partyjna odbiera rozum mediom prawicowym

Tradycja z czasów PZPR jest jednak w narodzie silna. Część mediów - wbrew oczywistemu interesowi swoich dziennikarzy - dyrektywę o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym określa wciąż jako „ACTA 2”.

Aktualizacja: 13.09.2018 18:54 Publikacja: 13.09.2018 12:14

Jak linia partyjna odbiera rozum mediom prawicowym

Foto: EP/ Genevieve Engel

Dla TVP, Gazety Polskiej Codziennie czy prawicowych portali, dyrektywa bije w wolność w internecie i ustanawia cenzurę. Jakim sposobem, tego oczywiście się nie wyjaśnia. Szczegóły zastępuje się eufemistycznym słowem „zmienia”. Nastąpi więc „zmiana”. A jej celem ma być „ograniczenie wolności”. „Zły dzień dla Europy” – padają cytaty z wypowiedzi prof. Krasnodębskiego.

Należy więc wyjaśnić kolegom dziennikarzom z prawicowych mediów jaka jest prawda. Prawa pokrewne dla wydawców (Tomasza Sakiewicza, Michała i Jacka Karnowskich oraz innych) wynikające z art. 11 Dyrektywy, to gwarancja, że giganci internetowi będą zmuszeni do płacenia twórcom za publikowane treści. Facebook i Google będą musiały podpisać z Tomaszem Sakiewiczem, Michałem i Jackiem Karnowskimi umowy licencyjne i za każdy wykorzystany tekst z „Gazety Polskiej Codziennie”, „Gazety Polskiej”, czy „Sieci Prawdy” płacić realne pieniądze. Co więcej, wydawcy będą musieli się dzielić pół na pół z dziennikarzami. Ten mechanizm to próba uratowania prasy i wsparcie finansowe zawodu dziennikarza, a nie cenzura w mediach.

Jak znam życie, jeśli dyrektywa będzie w Polsce implementowana, zarówno Tomasz Sakiewicz, jak i panowie Karnowscy pieniądze te chętnie wezmą. Czemu wiec zmuszają dziennikarzy do pisania wierutnych bzdur o Dyrektywie? Z prostej przyczyny. Macierzysta partia koniunkturalnie uznała, że w grze wyborczej lepiej jest postraszyć internautów i wziąć na sztandar hasło o wolności w internecie.

W tej grze dobro kultury narodowej, czy szacunek dla własności intelektualnej liczy się dużo mniej, więc ludzie tacy jak prof. Ryszard Legutko czy Zdzisław Krasnodębski muszą pluć sobie w twarz i trzymać się linii partii, która przedstawia się jako konserwatywna. Tą samą ścieżką idą media prawicowe, a testem ich intencji jest fakt, że podkreślają „zdradę PO”, zamiast koncentrować się na kwestiach merytorycznych.

Cóż, dziś liczy się front walki politycznej. Na pieniądze przyjdzie czas jutro.

Dla TVP, Gazety Polskiej Codziennie czy prawicowych portali, dyrektywa bije w wolność w internecie i ustanawia cenzurę. Jakim sposobem, tego oczywiście się nie wyjaśnia. Szczegóły zastępuje się eufemistycznym słowem „zmienia”. Nastąpi więc „zmiana”. A jej celem ma być „ograniczenie wolności”. „Zły dzień dla Europy” – padają cytaty z wypowiedzi prof. Krasnodębskiego.

Należy więc wyjaśnić kolegom dziennikarzom z prawicowych mediów jaka jest prawda. Prawa pokrewne dla wydawców (Tomasza Sakiewicza, Michała i Jacka Karnowskich oraz innych) wynikające z art. 11 Dyrektywy, to gwarancja, że giganci internetowi będą zmuszeni do płacenia twórcom za publikowane treści. Facebook i Google będą musiały podpisać z Tomaszem Sakiewiczem, Michałem i Jackiem Karnowskimi umowy licencyjne i za każdy wykorzystany tekst z „Gazety Polskiej Codziennie”, „Gazety Polskiej”, czy „Sieci Prawdy” płacić realne pieniądze. Co więcej, wydawcy będą musieli się dzielić pół na pół z dziennikarzami. Ten mechanizm to próba uratowania prasy i wsparcie finansowe zawodu dziennikarza, a nie cenzura w mediach.

Komentarze
Michał Szułdrzyński: Sprawa sędziego Szmydta może pomóc Tuskowi przed wyborami, ale niesie i ryzyko
Komentarze
Bogusław Chrabota: Donald Tusk i Ursula von der Leyen wskazują nowy priorytet UE
Komentarze
Bogusław Chrabota: Warszawa w Budapeszcie, krótko mówiąc: wreszcie
Komentarze
Michał Szułdrzyński: O politycznej majówce. Andrzej Duda marzy o antypodach, Donald Tusk z alkomatem
Komentarze
Orędzie Hołowni. Gdzie Duda i Tusk się biją, tam marszałek chce skorzystać