Rosyjska tajemnica Bismarcka

W sarkofagu kanclerza Ottona von Bismarcka do dziś spoczywa dowód jego wielkiego rosyjskiego afektu. Ale nie politycznego.

Aktualizacja: 29.09.2019 16:08 Publikacja: 29.09.2019 00:01

Kurort w Biarritz, gdzie w 1862 r. Bismarck poznał Katarzynę Orłow

Kurort w Biarritz, gdzie w 1862 r. Bismarck poznał Katarzynę Orłow

Foto: Wikipedia

Złowieszcza postać Ottona von Bismarcka snuje się mrocznie przez naszą historię. Polakożerca, Żelazny Kanclerz, który samą swoją fizyczną wielkością ucieleśniał wielkie Niemcy. Zjednoczył je krwią i żelazem, co jednak bardziej niż Polacy na swojej skórze poczuli Francuzi. Zadał im największą klęskę w dziejach. Pod Sedanem, niewielkiej miejscowości w Ardenach, dopełnił się los 130-tysięcznej armii francuskiej, cesarstwa Napoleona III i jego samego. Szyderstwem historii było to, że osiem lat wcześniej Francuz uratował życie Bismarckowi. Gdyby nie wyciągnął go topiącego się w wodach Atlantyku, nie doszłoby ani do klęski cesarza Napoleona III, ani do zjednoczenia Niemiec, ani do I wojny światowej.

Przypadkowe spotkanie w Biarritz

Bismarck nie miał jeszcze tylu zmarszczek na czole ani 140 kg wagi, gdy w lecie 1862 r. zjawił się w Biarritz. Nadatlantycki kurort u stóp Pirenejów wyrósł z inicjatywy żony Napoleona III. Francuski cesarz wybudował tam swojej kapryśnej małżonce uroczą rezydencję w mauretańskim stylu. Włoszka z pochodzenia, Eugenia de Montijo, uciekała do niego podczas upalnego paryskiego lata. Cesarski małżonek dołączał do niej, lecząc dolegliwości pęcherza. Monarsza para nie skąpiła pieniędzy na upiększanie miejscowości, która szybko awansowała na ulubione miejsce europejskiej arystokracji. W Biarritz aż iskrzyło od wielkich nazwisk, członków królewskich rodów, angielskich lordów, niemieckich grafów, hiszpańskich grandów. Bismarck, wtedy ambasador króla pruskiego we Francji, zatrzymał się w Hotel d'Europe, wynajął narożny apartament z bajkowym widokiem na morze i korzystając z uroków miejsca, postanowił w nadmorskim kurorcie spędzić kilka dni.

Jedno przypadkowe spotkanie postawiło na głowie jego plany. Już pierwszego dnia pruski dyplomata potknął się w hotelu o starego znajomego z czasu, kiedy był pruskim ambasadorem w rosyjskiej stolicy. Nikołaj Orłow należał do świty cara, pełniąc funkcję jego osobistego adiutanta i ambasadora w Belgii. Był to mężczyzna z tytułem hrabiowskim, szarmancki i przystojny: śniady, z włosami o kolorze antracytu. Przed kilku laty podczas wojny krymskiej – Rosja biła się wtedy z Turcją – walczył w randze jednogwiazdkowego generała. Został dziesięciokrotnie ranny, a w trakcie oblężenia tureckiej twierdzy Silistry stracił oko i od tej pory nosił na nim czarną opaskę. Po kampanii tureckiej mężnemu hrabiemu oprócz oka brakowało jeszcze jednego ramienia, męskiej werwy i kondycji do długich spacerów wzdłuż kamienistego wybrzeża w Biarritz. Towarzyszącej mu podczas urlopu małżonce zezwalał więc na wieczorne przemierzanie plaży z niemieckim przyjacielem.

Piękna Katarzyna

22-letnia Katarzyna, kobieta o blond włosach, jedyna córka rosyjskiego księcia Nikołaja Trubeckiego, olśniewała błyskotliwością, dowcipem i wykształceniem. Czarująco grała na fortepianie, płynnie mówiła w czterech językach, choć akurat najsłabiej po rosyjsku. I oczywiście zniewalała wdziękiem i urodą. W sukniach z epoki, z miękkiego i lśniącego tiulu, które zamieniały kobiety w eteryczne, anielsko-uwodzicielskie istoty, rosyjska hrabina zawróciła w głowie 47-letniemu Bismarckowi, statecznemu do tej pory małżonkowi. „Radosna, świeża, naturalna, każdego wieczoru gra Beethovena i Mendelssohna" – zachwycał się ojciec trójki dzieci w listach do siostry. Aż wreszcie wyznał: „Zakochałem się w ślicznej hrabinie bez pamięci, nie zadając przy tym bólu Johannie". Bo mniej wylewnie pisząc o niej do żony, dusił w sobie wyrzuty sumienia?

Tymczasem silne i gwałtowne uczucie do rosyjskiej arystokratki skłoniło go do przedłużenia pobytu w nadmorskim kurorcie o całe cztery tygodnie. W tym celu zadał sobie trud odwiedzenia miejscowego lekarza, który wypisał mu odpowiednie zalecenia i ówczesne L4. Byleby tylko być blisko Katje, jak ją nazywał. Jak blisko?

Źródła dyskretnie to przemilczają. Johanna, żona Bismarcka, kobieta pozbawiona gracji i galanterii, za to z największymi stopami w Europie, wiecznie w czarnych sukniach i purytańskim czepku na głowie, podobno rzeczywiście się nie zamartwiała. Nie tyle dzięki dozowanym informacjom od męża, ile silnej wierze, że z rosyjską arystokratką, podobnie jak wcześniej z głęboko uduchowioną Marie von Thadden, łączy go tylko uczucie platoniczne. W co biografowie kanclerza mocno powątpiewają.

I mają rację. W Biarritz obydwoje niemal się nie rozstawali. O siódmej rano wstawali z łóżek i szli kąpać się w oceanie. Prosto z wody wspinali się na skalisty klif z latarnią morską. Na wystającej z klifu platformie rozkładali koc, obrus i śniadanie. W cieniu latarni morskiej, skryci intymnością odludzia, oddawali się intelektualnym ucztom. Emocjonalne napięcie między nimi przypominało spirytualne drgania, jakie łączą buddyjskiego mistrza z jego uczniem. Ale Bismarck i Katarzyna trącali także subtelną strunę erotyki. Co wygrywali na tej pięciolinii, umyka dociekliwości historyka. Wiadomo, że popołudniami raz jeszcze uciekali od świata nad ocean i kąpali się, jak to na całym świecie czynią zakochane pary. Potem obiad, wieczorem jazda konna wzdłuż kamienistej plaży i kontemplacja zachodzącego słońca. Nocą znów leżeli na skalnej platformie pod morską latarnią, tym razem kontemplując satelitę, gwiaździste niebo i uderzające w skaliste wybrzeże oceaniczne fale.

Mąż rogacz romans śledził z dystansu. Nie poznawał Bismarcka. Ten homo politicus, który od 15 lat każdą minutę życia inwestował w jeden cel – by zostać w Berlinie kanclerzem – stracił nagle namiętność do polityki. Nie brał do ręki gazet; wolał od nich dłoń Katarzyny. I ciągle wzdychał, by przypadkiem nie wezwano go do Berlina. Przegapił nawet rocznicę ślubu, co mu się do tej pory nie zdarzało. Wnuk Nikołaja Orłowa zapisał w pamiętnikach, że żadna inna kobieta nie oczarowała Bismarcka tak jak rosyjska hrabina. Nie tylko urodą, ale ową lekkością bytu, rodem z powieści Milana Kundery. Z naturalną skłonnością uroczej trzpiotki do płatania figli, przyprawionych szczyptą szaleństwa z jednej i wytwornością damy z drugiej strony, zaoferowała Bismarckowi wyjątkowy melanż, któremu oprzeć się nie był w stanie. Tych kilka tygodni w Biarritz omal nie zmieniło biegu dziejów Europy i świata.

Dramat na morzu

Podczas jednej ze wspólnych morskich kąpieli, choć ocean był spokojny, a pogoda słoneczna, silna fala odpływowa uniosła zakochanych na pełne morze. Śmierć zajrzała obojgu w oczy. Tonących dostrzegł latarnik, pod którego miejscem pracy ci urządzili sobie romantyczny gołębnik. Pierre Lafleur, niewielki wzrostem Bask, rzucił się do wody i wyciągnął najpierw nieprzytomną Katję. Potem skoczył raz jeszcze po ledwie żywego Ottona, który chaotycznie wymachiwał rękami. Wcale niełatwe zadanie, skoro na brzeg musiał zaholować dobre 100 kg wagi. Bask pojęcia nie miał, komu uratował życie. Z wdzięczności Bismarck i Katja zostali rodzicami chrzestnymi syna ich wybawcy, który, o ironio, kilka tygodni później w tym samym miejscu utopił się w morzu.

Otarcie się o śmierć parę scaliło mocą węzła gordyjskiego. Z Biarritz Bismarck i Katja wyruszyli w romantyczną podróż po Prowansji. W okolicach Pont du Gard Katja zerwała gałązkę drzewa oliwnego i jako symbol niezniszczalnej pamięci podarowała Bismarckowi.

Ledwo para wróciła do Biarritz, nadszedł z Berlina telegram, którego Bismarck tak bardzo się obawiał. Królewski rozkaz wzywał go do pruskiej stolicy. Monarcha czekał na niego z kanclerską nominacją w szufladzie. Historia obierała znany nam bieg. Pruski kanclerz krwią i żelazem stworzył wielkie Niemcy, przetrącając kark Francji, krajowi jego wybawcy z Biarritz. Z Katją już się nie spotkał. Rosyjska piękność ciężko zachorowała i zmarła w wieku 35 lat. Bismarck, chociaż otrzymał setki prezentów od koronowanych głów, w swoim etui do cygar zachował miłosny prezent z eskapady po Prowansji. W kieszeni fraka nosił stale malutki medalion z wygrawerowanym imieniem rosyjskiej arystokratki. Zgodnie z zapisaną w testamencie wolą tylko medalion i niewielka oliwna gałązka razem z nim spoczęły w grobie. I leżą w nim do dziś.

Złowieszcza postać Ottona von Bismarcka snuje się mrocznie przez naszą historię. Polakożerca, Żelazny Kanclerz, który samą swoją fizyczną wielkością ucieleśniał wielkie Niemcy. Zjednoczył je krwią i żelazem, co jednak bardziej niż Polacy na swojej skórze poczuli Francuzi. Zadał im największą klęskę w dziejach. Pod Sedanem, niewielkiej miejscowości w Ardenach, dopełnił się los 130-tysięcznej armii francuskiej, cesarstwa Napoleona III i jego samego. Szyderstwem historii było to, że osiem lat wcześniej Francuz uratował życie Bismarckowi. Gdyby nie wyciągnął go topiącego się w wodach Atlantyku, nie doszłoby ani do klęski cesarza Napoleona III, ani do zjednoczenia Niemiec, ani do I wojny światowej.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar