Alicję Wnorowską w 1947 roku skazano na karę śmierci. Powód? Weszła w struktury Urzędu Bezpieczeństwa, z którego wykradała informacje dla podziemia. Jednak w więzieniu w Rzeszowie osadzono kogoś jeszcze – Wnorowska była w zaawansowanej ciąży.
Nie wiedziała, kiedy zostanie zabita: po porodzie czy przed, co oznaczałoby też śmierć dziecka. Gdy zbliżało się rozwiązanie, dozorcy zapowiedzieli, że jeśli płód będzie martwy, od razu zaprowadzą ją na egzekucję. Syna urodziła w kwietniu 1947 roku, bez asysty lekarza czy akuszerki. I dziecko prawdopodobnie uratowało jej życie, bo Bolesław Bierut ułaskawił ją, zmieniając karę śmierci na dożywocie. Na wolność wyszła w 1955 roku.
Jej syn Stanisław Wnorowski to prawdopodobnie jedyny Polak urodzony w celi śmierci. Właśnie udało mu się doprowadzić do zmiany prawa: dzieci, które spędziły pierwsze lata w komunistycznych więzieniach, będą mogły starać się o „odszkodowanie za poniesioną szkodę i zadośćuczynienie za doznaną krzywdę".
Wszystko zaczęło się w 2014 roku, gdy mężczyzna wysłał petycję do Senatu. W efekcie powstał projekt nowelizacji, ale nie udało się jej uchwalić przed końcem kadencji. Po wyborach senatorowie wrócili do sprawy, a w czwartek ustawę uchwalił Sejm. Czeka tylko na podpis prezydenta.
Zakłada, że rekompensata będzie przysługiwała nie tylko dzieciom, które przyszły na świat w „więzieniu lub innym miejscu odosobnienia", ale też urodzonym na wolności, a później zamkniętych z matkami. – Chcieliśmy uregulować sprawę kompleksowo, by ustawy nie trzeba było znów nowelizować – mówi Robert Mamątow z PiS, szef senackiej Komisji Praw Człowieka.