Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Banku Polska, zwraca uwagę, że kryzys, rozumiany jako spowolnienie wzrostu gospodarczego z silnym odpływem kapitału, wzrostem rentowności obligacji i zmienności kursów walut oraz pogorszeniem na rynku pracy, jest w najbliższych pięciu latach prawdopodobny. – Wiele gospodarek świata jest w szczytowej fazie cyklu koniunktury, niektóre już go przekraczają. Gospodarka USA jest w stanie równowagi, w UE jeszcze ma pewną przestrzeń do szybszego wzrostu. Obecny cykl jest już długi i każdy rok zwiększa prawdopodobieństwo spowolnienia – mówi Borowski.
Zaznacza, że spowolnienie spowodowane cyklicznym schłodzeniem gospodarki może być pogłębiane przez działania rządów. – Spodziewamy się, że wprowadzenie przez USA wysokich ceł na towary z Chin warte 50 mld dol. to nie koniec. Ryzyko protekcjonizmu jest wysokie, co spowolni światowy wzrost gospodarczy. Nastąpić więc może kumulacja cyklicznego spowolnienia i wstrząsów geopolitycznych – dodaje.
Zaznacza, że w takim scenariuszu nie można wykluczyć kryzysu takiego jak z lat 2008–2009, któremu towarzyszyłaby recesja, długotrwały, silny wzrost bezrobocia, spore problemy sektora finansowego. – Jednak moim zdaniem jest on mniej prawdopodobny. Wtedy nierównowagi w silnie przegrzanych gospodarkach były znacznie większe niż teraz – mówi Borowski.
– Z ekonomicznego punktu widzenia nie widać przesłanek do kryzysu, bo nie ma też ewidentnych nierównowag w krajach UE – mówi Marcin Mazurek, ekonomista mBanku.
Czytaj także: Putin straszy światowym kryzysem gospodarczym
Zwraca jednak uwagę, że ekonomia nie jest nauką, która przewiduje szoki mogące kryzys wywołać. – A tu spory potencjał mają kwestie polityczne: jak będzie wyglądał faktycznie Brexit, czy będzie Swexit, jak będzie wyglądał budżet unijny i jaką „wojnę" z Polską, Włochami i Węgrami wywoła, czy faktycznie Włochy, utrzymają deficyt poniżej 3 proc. PKB i czy nie zetkną się wcześniej ze ścianą wyższych kosztów obsługi zadłużenia (wyższe stopy globalnie, zakończenie ilościowego luzowania polityki pieniężnej przez Europejski Bank Centralny), nie wspominamy już o wojnach celnych, bo temat jest mocno zgrany. Pomysłów na punkt zapalny jest sporo, zwłaszcza że nasilenie aktywności ruchów narodowych to pewnie nie wypadek przy pracy, a bardziej trwały trend – argumentuje Mazurek.