W środę rano dolar kosztował na rosyjskim parkiecie 57,25 rubli, potem nieco stracił (57,75 rubli), kiedy rynek uspokoił się po oświadczeniu ze spotkania Władimira Putina z minister gospodarki Maksimem Oreszkinem. Obaj nie pokazali po sobie, że przejęli się umacnianiem rodzimej waluty. Przeciwnie, uznali, że najważniejsza jest walka z inflacją, a tu potrzebny jest właśnie mocny rubel.

Jednak minister finansów Anton Siłuanow nie kryje, że gdyby nie interwencje resortu na rynku, rubel byłby jeszcze mocniejszy. Już w połowie stycznia minister mówił, że interwencje są niezbędne, by zminimalizować zależność kursu rubla od wahań cen ropy.

Od 7 lutego do 6 marca ministerstwo będzie codziennie skupować z rynku waluty za 6,3 mld rubli, wykorzystując do tego wszystkie lutowe dodatkowe dochody budżetu z eksportu ropy i gazu czyli w sumie 113,1 mld rubli.

„Główne zadanie tej operacji polega na stworzeniu stabilnej sytuacji na rynku walutowym. Teraz skupujemy ok. 100 mln dol. za jedną sesję giełdową. Jeżeli byśmy tego nie robili, rubel byłby się jeszcze bardziej umocnił. A potem jeszcze trochę i ceny na zagranicznych rynkach oraz odpływ kapitału wzmógłby się. Tak więc ta nieprzewidywalność kursu wpływa poważnie na nasz biznes; szczególnie ten, który konkuruje z importem i na nasz eksport" - cytuje ministra agencja Prime. O ile importerzy są zadowoleni, to eksporterzy, szczególnie koncerny paliwowe już liczą straty.

Ostatnio tak silny rubel był latem 2015 r kiedy to za dolara płacono 56,55 rubli. Eksperci ostrzegają, że choć na razie zmniejszenie wydobycia ropy powoduje wzrost ceny; a to wpływa korzystnie na budżety państw, zależnych od eksportu surowców energetycznych czyli np. Rosji; to w II połowie roku może znów pojawić się nadmiar ropy na rynku. Tym razem będzie to zasługa USA, które zwiększa wydobycie ze złóż łupkowych.