Nie sądzę. Wtedy jako konserwatysta popierałem to rozwiązanie. Jak można było wówczas przyjąć Polskę i kraje Europy Środkowej do jednolitego rynku, ale nie otworzyć dla nich rynku pracy? Przecież wtedy 2 miliony obywateli brytyjskich pracowało w innych krajach Unii Europejskiej! Mówimy o nowoczesnej, międzynarodowej gospodarce. Blair miał więc absolutnie rację. Do 2007 r. nasza gospodarka rozwijała się znakomicie, gdy przybyła wielka fala polskich imigrantów, pensje szły w górę, Polacy nie stwarzali żadnych problemów. Spadek wynagrodzeń nastąpił później i wynikał z kryzysu finansowego po 2007 r. Weszliśmy wówczas w najdłuższą i najgłębszą recesję od czasu wojny, z której dopiero teraz wychodzimy. Owszem, mamy problem imigrantów, ale inny. Chodzi o tych, którzy uciekają z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu przed wojnami, przemocą, biedą, anarchią. To jest problem całej Europy i nie ma nic wspólnego z młodymi Polakami czy Czechami, którzy jak żadna inna grupa etniczna przyczyniają się do finansowania brytyjskiego państwa opiekuńczego. Dlatego i dziś nie widzę nic złego w utrzymaniu swobody podróżowania w Unii.
Jednak w ubiegłym roku w Wielkiej Brytanii osiedliło się o 330 tys. więcej imigrantów, niż z niej wyjechało. Takiego tempa nie da się utrzymać: Zjednoczone Królestwo jest już dziś jednym z najgęściej zaludnionych krajów w Europie!
Zgoda, tylko że zwolennicy Brexitu także nie wiedzą, jak powstrzymać imigrację, nie mają żadnego pomysłu na reformę polityki migracyjnej. Potrafią tylko wzniecać bunt. Zresztą znaczna część tej fali imigrantów to studenci z Unii Europejskiej. A większości tych, co u nas pracują, po prostu potrzebujemy. Dlaczego mielibyśmy wyrzucać francuskich specjalistów od finansów czy niemieckich naukowców albo polskich budowlańców? Nie mam pojęcia. To jest temat zastępczy. Tak naprawdę problem dotyczy muzułmanów, czarnych, śniadych – jednym słowem nielegalnej imigracji spoza Unii. Ten problem da się rozwiązać wyłącznie poprzez współpracę z innymi krajami Unii, tylko w ten sposób odzyskamy kontrolę nad emigracją spoza Europy. To trzeba rozwiązać w cywilizowany, humanitarny sposób. Ale z tymi poglądami absolutnie nie mieszczę się w dzisiejszym głównym nurcie brytyjskiej polityki. Większość polityków widząc, że ludzie są przerażeni skalą imigracji, przyłącza się do tego strachu i wykorzystuje go.
Kilka dni temu szef francuskiej dyplomacji Jean-Marc Ayrault powiedział „Rz", że w razie Brexitu Francja całkowicie odetnie Wielką Brytanię od dostępu do jednolitego rynku i staniecie się takim samym krajem trzecim wobec Unii, jak każdy inny. I co wtedy?
Mam wielki szacunek dla byłego premiera Francji, ale to jest po prostu niedorzeczne. Jeśli Brytyjczycy opowiedzą się za wyjściem z Unii, czego nie chcę, rozsądni ludzie we wszystkich krajach Unii powinni ochłonąć, usiąść i zobaczyć, jak się da naprawić te szkody, zebrać potłuczone kawałki. Oczywiście będą duże zmiany, stracimy dostęp do jednolitego rynku, ale chodzi o to, aby dotknęło to nas w jak najmniejszym stopniu. Bo jeśli we Francji górę wezmą emocje, chęć rewanżu, to Francuzi zaszkodzą nie tylko Wielkiej Brytanii, ale także samym sobie. Nie ma sensu maksymalizować tej klęski.