Pomysł dobry, o ile wprowadzenia go w życie nie odłożę na ostatnią chwilę. Powód? Przedświąteczny szał zakupów Polaków, którzy odkryli wygodę i łatwość kupowania w internecie, jest coraz więcej. Do wirtualnych koszyków wkładamy już niemal wszystko: od żywności, przez leki i odzież, po meble czy opony.

Boom to efekt przełamywania barier mentalnych związanych z tym, że nie lubimy kupować kota w worku. Przybywa także konsumentów, którzy mają dostęp do internetu. Magnesem zachęcającym do kupowania w sieci są również niższe ceny od tych w tradycyjnych sklepach. O tym, że nie lubimy przepłacać, świadczy duża popularność porównywarek cenowych. Gra toczy się o każdą złotówkę. Choć zdarza się, że rozpiętość cen konkretnego produktu może w e-sklepach wynosić nawet kilkaset procent.

Zachłanność na promocje nie dziwi, bo Polacy, robiąc zakupy – bez względu na miejsce – kierują się przede wszystkim ceną. Na razie nie zmieniły tego ani rosnące dochody, ani szeroka oferta produktów markowych. Jednak internetowa wojna cenowa to też pokłosie zbyt dużej jak na polskie warunki liczby sklepów internetowych. Mordercza konkurencja uderza w ich kondycję finansową. Jak piszemy w „Rzeczpospolitej", w minionym roku zadłużenie sprzedawców internetowych zwiększyło się o jedną trzecią, do ponad 172 mln zł.

Być może polując na atrakcyjne oferty, warto zwrócić uwagę nie tylko na ceny. W końcu tanie nie zawsze oznacza dobre. Liczą się także obsługa klienta czy zasady dotyczące zwrotów. Aby się o tym przekonać, wystarczy zazwyczaj przeczytać opinie tych, którzy na zakup danego produktu zdecydowali się przed nami.