W 2017 r. Polska wysłała do Chin towary warte 8,7 mld zł, głównie metale nieszlachetne, miedź, maszyny oraz urządzenia mechaniczne i elektryczne, trochę żywności, mebli, nieco pojazdów, statków powietrznych i pływających oraz różnych artykułów przemysłowych. W sumie niewiele więcej, niż eksportujemy do Szwajcarii czy Finlandii, ale mniej niż do Norwegii, Turcji i dwukrotnie mniej niż do Rumunii. Tymczasem Chiny zalały nas w ubiegłym roku towarami wartymi 103 mld zł. Nierównowaga jest zastraszająca i nic nie wskazuje, żeby miało się to zmienić. Mamy niewiele towarów, które mogą być w tym kraju naprawdę pożądane, i musimy się z tym pogodzić. Ale to nie znaczy, że musimy szeroko otwierać drzwi dla wszystkiego, co płynie w drugą stronę. A problem narasta, bo zakupy w Chinach stają się coraz łatwiejsze.

Kiedyś takim handlem zajmowali się wyłącznie hurtownicy, którzy kupowali towary na kontenery. Teraz doszli do tego indywidualni nabywcy, którzy kupując przez internet na chińskich portalach, takich jak AliExpress, powiększają tę rzekę o drobne paczuszki. Ich liczba jest trudna do oszacowania, ale wszyscy jednoznacznie wskazują, że jest ich coraz więcej. I trudno się dziwić, bo ceny większości są bardzo atrakcyjne, jakość też mocno poszła w górę, dlatego nawet długie oczekiwanie na dostawę nie stanowi problemu. Jesteśmy wciąż krajem na dorobku, więc jeśli można kupić coś taniej, i to nie ruszając się z kanapy, grzechem byłoby nie skorzystać.

W konfrontacji z portfelem w zapomnienie idą wzniosłe hasła o patriotyzmie gospodarczym, wybieraniu polskich towarów, wspieraniu rodzimych przedsiębiorców. Ciekaw jestem, ilu kupujących na chińskich platformach handlowych jednocześnie opowiada, że dobre jest tylko to, co polskie. Jestem pewien, że wielu się takich znajdzie, co więcej, nie dostrzegą w tym żadnej sprzeczności. Nie będą mieli problemu ani z powiększaniem ujemnego bilansu handlowego z Chinami (przecież to tylko jedne słuchawki, zegarek, aparat fotograficzny czy smartfon), ani z uszczuplaniem budżetowych wpływów, bo przecież takie dary jak 500+ państwo wyjmuje ze swojej głębokiej kieszeni, a nie ze składek obywateli i firm, zwanych podatkami. Klikając „kupuję", nie dostrzegamy takich związków przyczynowo-skutkowych, bo nikt nas tak naprawdę ekonomii nigdy porządnie nie uczył.

Dlatego nie mam nic przeciwko kupowaniu w Chinach, ale niech będzie zachowana uczciwa konkurencja, niech mają szanse choćby te firmy, które podobne towary sprzedają, z podatkami, na przykład na Allegro. I trzeba tę sprawę uporządkować jak najszybciej, zanim Chiny na amen pokłócą się ze Stanami Zjednoczonymi i będą chciały nadmiar swoich towarów sprzedać za wszelką cenę gdzie indziej. „Za wszelką cenę" brzmi tu szczególnie groźnie dla naszych przedsiębiorców.