Staszek chce się sprawdzić w biznesie – te słowa SLD-owskiego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka, tłumaczące powołanie na szefa Polskich Sieci Elektroenergetycznych byłego PSL-owskiego ministra obrony, 18 lat temu wywołały poruszenie. Od tamtej pory chciało sprawdzić się w biznesie setki, jeśli nie tysiące Staszków. Państwowe firmy padały łupem zwycięskich partii, rządzący zwykle jednak unikali ostentacji (np. doradca Donalda Tuska nie wszedł do zarządu Orlenu, gdy sprawa wyszła na jaw). Bali się skojarzeń z PRL-owską nomenklaturą, gdzie warunkiem objęcia stanowiska dyrektora była legitymacja partyjna, a nie kompetencje. Zamykało to drogę awansu w firmach wielu wartościowym ludziom i budziło wątpliwości nawet wiernych synów PZPR. „Dobry fachowiec, ale bezpartyjny" – pisał w połowie lat 70. w „Polityce" Mieczysław Rakowski.

Politycy, którzy dzierżą stery kraju od czterech lat, tych wątpliwości nie mają. Sprawnie przeprowadzili czystkę w kontrolowanych przez państwo firmach, ale na tym nie poprzestali. Kadrowa karuzela kręciła się dalej, raz szybciej, raz wolniej, odzwierciedlając zmiany układu sił wewnątrz partyjnych koterii. Niekiedy ocierając się o groteskę, jak w Enerdze, którą kieruje już ósma osoba.

Kadrowe drgawki negatywnie odbijają się na wynikach i wartości państwowych spółek. Dlatego hamowanie „karuzeli stołków" można by od biedy uznać za potrzebną stabilizację, gdyby nie to, że to tylko przedwyborcze zawieszenie rotacji. Karuzela znów ruszy jesienią – niezależnie od tego, kto wygra wybory. Jeśli PiS, głosowanie wraz ze składem klubu poselskiego zmieni układ sił partyjnych frakcji, co znajdzie odzwierciedlenie w dystrybucji posad.

A jeśli wygra Koalicja Obywatelska? Ma ciekawy pomysł na profesjonalizację doboru kadr w spółkach Skarbu Państwa i ograniczenie wpływu polityków. Ale czy powstrzyma się do czasu uruchomienia tego systemu przed zwolnieniem PiS-owskich pomazańców i mianowaniem swoich? Czy oprze się pokusie i odejmie od ust łakomy kąsek?

Nie byłoby tego problemu, gdyby politycy, którzy nie radzą sobie z wpływaniem na gospodarkę za pomocą narzędzi regulacyjnych, nie uznali kiedyś, że lepiej bezpośrednio pociągać za sznurki w firmach. Zaprzestali wtedy prywatyzacji, a tylko ona na zawsze wyrwie kluczowe połacie gospodarki z rąk politycznych koterii. Żeby firmami rządzili prawdziwi fachowcy, najlepiej bezpartyjni.