Po pierwsze, rząd powinien wyciągnąć wnioski z błędów, jakie popełnił, forsując kontrowersyjną reformę edukacji autorstwa minister Anny Zalewskiej. Zasadnicze zmiany systemu szkolnego wprowadzane są pospiesznie, bez należytego ich przedyskutowania. Jeśli reforma emerytalna ma być trwała, wymaga wypracowania szerokiej umowy społecznej.

Tak szerokiej dyskusji nie da się przeprowadzić w pół roku (reforma ma ruszyć w styczniu 2018 r.). Stąd drugi warunek: na dyskusję i legislację należy przeznaczyć rok, kolejne sześć miesięcy potrzebne jest na przygotowania. Reforma powinna więc wejść w życie z początkiem 2019 r.

Po trzecie wreszcie, w trwałość zmian muszą uwierzyć najbardziej zainteresowani, czyli przyszli emeryci. Jeśli będą masowo wypisywać się z nowych pracowniczych programów emerytalnych, przedsięwzięcie spali na panewce. Dlatego reforma nie może wiązać się z drugim rozbiorem OFE, czyli odebraniem członkom funduszy 25 proc. aktywów i wrzuceniem do Funduszu Rezerwy Demograficznej.

Budując coś trwałego, nie można łamać obietnic danych przez państwo w przeszłości, tak jak zrobiła to Platforma, przeprowadzając pierwszy rozbiór OFE. Beata Szydło w kampanii wyborczej słusznie krytykowała PO za odebranie połowy oszczędności emerytalnych Polaków. Byłoby fatalnie, gdyby teraz jej rząd dokonał drugiego rozbioru OFE, pokazując, że w naszym kraju nic nie jest trwałe, nawet gwarancje państwa dotyczące emerytur.