W 2021 r. mają zniknąć jednorazowe naczynia, kubeczki czy widelczyki. Ale to nie rozwiąże sprawy, bo przecież w obiegu pozostaną miliardy butelek PET i innych opakowań, które w dużej części – szczególnie w Polsce – trafiają na wysypiska. Teoretycznie powinny być odzyskiwane podczas selektywnej zbiórki odpadów, ale proces ten wciąż nie działa wystarczająco sprawnie. Opłata za jednorazowe torebki miała w znaczący sposób ograniczyć ich wprowadzanie do obiegu, ale trudno uznać tę walkę za wygraną. Tymczasem UE nakłada na producentów obowiązek odzyskiwania 90 proc. wprowadzanych butelek typu PET do 2029 r. Patrząc na nasz rynek, wydaje się to abstrakcyjne.

Skup surowców wtórnych zdecydowanie lepiej działał za PRL, ale wtedy motywacją dla obywateli była szansa na zdobycie rzadkich dóbr, takich jak papier toaletowy w zamian za makulaturę. Znana nam współcześnie bezzwrotność większości opakowań szklanych zabiła w Polakach chęć myślenia o ich wymianie. Czasem zresztą oddanie ich stanowi problem, bo sklepy bronią się rękami i nogami przez dodatkowym obciążeniem tego typu. Nie uświadczymy u nas automatów do zwrotu butelek, znanych w innych krajach. Dlatego samo wprowadzenie kaucji na plastikowe butelki niewiele zmieni. Po prostu będziemy więcej płacić. Także wtedy, gdy na producentów spadnie obowiązek „opodatkowania" wchodzących na rynek opakowań.

Co dalej? To już muszą wymyślić producenci. Podobny manewr Unia zastosowała w przypadku redukcji CO2 przez przemysł motoryzacyjny. Ustalono cele, a sposób dostosowania się do nich pozostawiono w rękach koncernów. Dodatkowym motywatorem pobudzającym do kreatywności była zapowiedź gigantycznych kar. W przypadku opakowań może być podobnie. Tylko że to mały problem w porównaniu z budową sprawnego systemu zbiórki i odzyskiwania odpadów. Niezależnie, czy jest to papier, szkło, plastik czy inne nadające się jeszcze do czegoś materiały. Bez takiego systemu nie uda się dojść do wymarzonej gospodarki obiegu zamkniętego. Kaucja czy opłata wnoszona przez producentów to tylko plasterek na poważną ranę. Prawdziwa operacja pacjenta dopiero przed nami.