Szwajcarzy odpowiedzą na pytanie, czy chcą wprowadzenia „państwowego pieniądza" (Vollgeld), czyli takiego, którego jedynym emitentem byłby bank centralny.
Szwajcarski Bank Narodowy (SNB), podobnie jak inne banki centralne na świecie, już teraz ma monopol na kreację pieniądza, ale dotyczy to jedynie gotówki oraz rezerw banków komercyjnych w banku centralnym. To jest jednak tylko ułamek pieniądza, który krąży we współczesnych gospodarkach. Większą jego część stanowi tzw. pieniądz depozytowy, tworzony przez banki komercyjne przy okazji udzielania kredytów. Pomysłodawcy szwajcarskiego referendum chcą zakazać bankom kreacji pieniądza. W systemie, który proponują, nie istniałby pieniądz depozytowy.
– Całość pieniądza rozliczeniowego miałaby pełne pokrycie w pieniądzu banku centralnego, a nie tylko jego część jak obecnie. SNB miałby nie tylko wyłączność na kreację gotówki, ale także pieniądza elektronicznego – tłumaczy Adam Antoniak, starszy ekonomista banku Pekao.
Banki komercyjne stałyby się tylko pośrednikami: mogłyby nadal udzielać kredytów, ale tylko z depozytów terminowych, z własnych zysków lub pieniędzy, które pożyczyłyby skądinąd, np. od banku centralnego. Poza tym zajmowałyby się obsługą płatności i zarządzaniem majątkiem. Nadal obsługiwałyby też rachunki bieżące, ale zdeponowane na nich pieniądze byłyby faktycznie w SNB.
Zwolennicy tej fundamentalnej przebudowy systemu finansowego przekonują, że miałaby ona liczne korzyści. Sprawiłaby, że depozyty na żądanie byłyby całkowicie bezpieczne, nawet w razie bankructwa banku. W efekcie takie upadłości byłyby dopuszczalne: nie byłoby konieczności ratowania banków za pieniądze podatników, jak w czasie ostatniego kryzysu. Monopol SNB na kreację pieniądza miałby też ustabilizować gospodarkę: w niepamięć odeszłyby bowiem boomy kredytowe i spodowane nimi kryzysy. Renta emisyjna – różnica między wartością pieniądza a kosztem jego emisji, który w przypadku pieniądza depozytowego jest zerowy, trafiałaby do budżetu państwa, zamiast zasilać zyski sektora bankowego.