Duże zagraniczne depozyty i nadmierne przepływy transgraniczne są typowymi objawami w bankach uwikłanych w pranie pieniędzy, w rodzaju zlikwidowanego łotewskiego banku ABLV czy estońskich filii Danske Banku i Swedbanku. Wszystkim zarzucono operacje pieniędzmi z Rosji, mogącymi pochodzić z przestępstw, korupcji lub uchylania się od płacenia podatków.
Spadek zagranicznych depozytów zaczął się w II półroczu. Zbiegł się z podjęciem w lipcu przez prokuraturę śledztwa w Danske Banku w związku z praniem pieniędzy przez jego filię w Estonii. Depozyty w bankach strefy euro pochodzące od firm i osób fizycznych spoza tej strefy zmalały o ponad 12 proc. do 1,1 bln euro — wynika z danych EBC. Oznacza to spadek o 150 mld. Był widoczny w większości krajów eurolandu, ale były też wyjątki: w Luksemburgu, Irlandii, Finlandii i Portugalii nastąpił ich wzrost.
Przyciąganie funduszy od zasobnych cudzoziemców i firm jest prawowitą działalnością, natomiast specjaliści od walki z praniem pieniędzy wskazują na większe ryzyko dotyczące depozytów od podmiotów nie będących rezydentami, bo nadzór nad nimi jest trudniejszy, zwłaszcza gdy środki zagraniczne stanowią dużą część takich depozytów — pisze Reuter.
- Duży udział depozytów od nie-rezydentów wskazuje na większe ryzyko prania pieniędzy — stwierdziła Laure Brillaud z grupy Transparency International walczącej z korupcją. Zdaniem Nicolasa Verona, eksperta od spraw finansowych w brukselskim think-tanku Bruegel, takie przypadki wymagają większej uwagi organów nadzoru.
Poprzedni rząd Łotwy chcąc poprawić opinię o swym kraju po krachu w 2018 r. trzeciego w kraju banku ABLV po zarzutach o praniu pieniędzy, wprowadził próg 5 proc. zagranicznych depozytów, które po wejściu Estonii do strefy euro w 2014 r. doszły do połowy wszystkich.