Maciej Stańczuk: Miraż rosnącej roli państwa w gospodarce

Europa dopiero pod koniec XX w. dała sobie spokój z mrzonkami nacjonalizacyjnymi i rozpoczęła prywatyzację sreber rodowych. Nowemu rządowi należy życzyć determinacji i odwagi w odwrocie od populizmu gospodarczego à la PiS.

Publikacja: 07.05.2024 12:50

Maciej Stańczuk: Miraż rosnącej roli państwa w gospodarce

Foto: Bloomberg

Polska przechodzi po ośmiu latach destrukcyjnych rządów PiS okres próby powrotu do zasad demokratycznego państwa prawa. Chaos „deformy” wymiaru sprawiedliwości oraz skrajnego zawłaszczenia przez jedną opcję polityczną mediów publicznych na skalę nieznaną nawet w realnym socjalizmie spowodował, że nowy rząd demokratycznej koalicji musiał przede wszystkim skupić się na tych dwóch obszarach, bez których uporządkowania państwo po prostu nie może funkcjonować.

Repolonizacja, czyli renacjonalizacja

Jednak największego spustoszenia intelektualnego rządy PiS dokonały w umysłach całej klasy politycznej w odniesieniu do naszej polityki gospodarczej. PiS rozpoczął demontaż gospodarki rynkowej, skrajnie upolityczniając jej instytucje, a następnie budował miraż coraz większej roli państwa w życiu gospodarczym jako coś bezwzględnie pozytywnego, czego nawet nie trzeba dowodzić.

Modnym sloganem stało się upaństwowienie sektora energetycznego czy repolonizacja banków. W polskich warunkach repolonizacja oznacza renacjonalizację, co brzmi już gorzej, dlatego to określenie się nie przyjęło. Samo głoszenie niemożliwej do udowodnienia tezy o wyższości własności państwowej nad prywatną w kraju, który doświadczył na własnej skórze „zalet” realnego socjalizmu, jest co najmniej niezrozumiałe.

Modnym sloganem stało się upaństwowienie sektora energetycznego czy repolonizacja banków. W polskich warunkach repolonizacja oznacza renacjonalizację

Poprzednia ekipa rządowa ze szczególną lubością upodobała sobie upaństwowienie banków, by zapewne w ten sposób mieć większą kontrolę nad finansowaniem swojej megalomanii inwestycyjnej w atmosferze pseudopatriotycznego uniesienia. Takie projekty, jak przekop Mierzei Wiślanej, budowa promów, państwowy holding spożywczy czy szczyt głupoty w postaci bloku węglowego w Ostrołęce (ale również w Azotach w Puławach), to tylko wierzchołek góry lodowej.

Czytaj więcej

PGE zapłaci 4,5 mld zł za aktywa EDF

Jaki sens miało nabycie zamortyzowanych aktywów węglowych EDF (nacjonalizujące ciepłownictwo) czy nabycie Polska Press przez Orlen? Pewno taki, że obłożone emisyjnym podatkiem unijnym ETS aktywa węglowe uległy drastycznej przecenie i – jak informował niedawno ich nabywca PGE – po testach na utratę wartości zostaną dokonane korekty aktualizujące obniżające wynik brutto grupy za 2023 r. aż o 8,5 mld zł. W długim okresie taki bezsensowny woluntaryzm inwestycyjny obniża konkurencyjność gospodarki, bo jest gigantycznym marnotrawstwem środków publicznych.

Przykładem marnotrawstwa jest nacjonalizacja banków. Argumentem za nią miało być antycykliczne zachowanie kontrolowanych przez państwo instytucji finansowych, zwłaszcza w czasie kryzysu. Jednak okres po wybuchu pandemii Covid-19 pokazał coś przeciwnego: zamiast podtrzymywać akcję kredytową dla realnej sfery gospodarki, większość banków, w na czele z kontrolowanymi przez państwo, zaczęła ją ograniczać. Dostęp do finansowania dla polskich firm dzięki przejęciu Pekao czy Aliora się nie polepszył, bo nie mógł.

Czytaj więcej

Szydło: repolonizacja sektora bankowego ziszcza się na naszych oczach

Argumenty za renacjonalizacją banków w Polsce powinny uwzględniać doświadczenia innych krajów, a te bez wyjątku są negatywne. Poza tym samo przejęcie od włoskiego Unicredit Pekao, najbardziej wówczas efektywnego banku polskiego (C/I ok. 40 proc.), czyli relatywnie drogiego, o bardzo niewielkim potencjale restrukturyzacyjnym, z definicji nie mogło być dla kupujących – konsorcjum PZU i PFR – atrakcyjne cenowo. Ponadto znacznie uszczupliło możliwości rozwoju biznesu podstawowego PZU. Od autorów transakcji słyszeliśmy wówczas i nadal słyszymy różne jej uzasadnienie. Wcześniej wskazywano na możliwość zarobienia na akwizycji dobrych pieniędzy, dzisiaj dominuje inne uzasadnienie (wypowiedzi ówczesnego szefa PFR Pawła Borysa). Transakcja miała uchronić polski system bankowy przed implozją oraz przynieść świetny zwrot.

To, że w 2009 r. UniCredit, ówczesny właściciel Pekao, miał problemy na skutek światowego kryzysu finansowego, nie było czymś wyjątkowym. Były banki, które mimo systemowej istotności dla danego kraju, nie były w stanie utrzymać się na rynku (np. w Niemczech landesbanki i niektóre kasy oszczędnościowe), co nie znaczy, że ich zagraniczne spółki córki od razu padały. Były po prostu sprzedawane i nic złego się nie stało. W Polsce nie było wówczas żadnego upadku banku, nie musiał interweniować ani KNF, ani BFG, stąd argument Pawła Borysa za interwencyjnym przejęciem Pekao nie znajduje - moim zdaniem – pokrycia w rzeczywistości.

Dzisiejszy obraz zagrożeń z przeszłości

Dobrze pamiętam też, jak ówczesny prezes BZ WBK Mateusz Morawiecki apelował histerycznie w 2008 r. do rządu i NBP o masowe wielomiliardowe interwencje na rynku międzybankowym, który po upadku Lehman Brothers zamarł, gdyż banki przestały sobie ufać i przestały pożyczać sobie pieniądze. Morawiecki uważał, że w takiej sytuacji konieczna jest interwencja państwa. Apelowałem wówczas, by tego nie robić, bo sam rynek wcześniej lub później sobie z taką sytuacją poradzi. I tak się stało. Udało się uratować wiele miliardów budżetowych pieniędzy.

Czytaj więcej

Maria Wiśniewska: Repolonizacja banków. Fakty i mity

Piszę o tym dlatego, że po wielu latach Paweł Borys maluje teraz obraz zagrożeń, które się nie zmaterializowały, ale on sam jest głęboko przekonany, że stało się tak tylko dlatego, że uratował Pekao. Wszystko byłoby fajnie, gdyby chodziło o klasyczną „fire sale”. Tak jednak nie było, konsorcjum PFR i PZU zapłaciło za bank cenę, która przez kolejne sześć lat przewyższała aktualną dzisiejszą kapitalizację banku, czyli zwrot z tej inwestycji był ujemny. Ówczesny szef PFR mówi jednak o zwrocie z inwestycji na „dobrym i satysfakcjonującym” poziomie 35 proc. Przyjrzyjmy się zatem bliżej jego kalkulacjom.

Czy kupno Pekao od Włochów było dobrym interesem?

Przy obliczaniu zwrotu wartości z inwestycji bierze się pod uwagę „total return on investment”, uwzględniający wypłacone dywidendy. Jednak nawet z dywidendami zwrot na tej inwestycji jest ujemny, bo Paweł Borys nie uwzględnia w kalkulacji kosztu kapitału (przyjmuje, że jego koszt jest zerowy). Nabycie akcji Pekao nastąpiło w czerwcu 2017 r. Pierwsza dystrybucja dywidendy nastąpiła niemal natychmiast (14 dni po zakupie akcji – nabycie prawa do dywidendy, 30 dni po zakupie – wypłata). Cena nabycia akcji w transakcji z Unicreditem wyniosła 123 zł. Jeżeli przyjąć pierwszą dystrybucję dywidendy za swoiste „dyskonto” to cena zakupu wyniosła 115 zł za akcję. Przez cały czas, po kupnie akcji przez konsorcjum PZU i PFR, stopa dywidendy nie przekroczyła (w stosunku do ceny nabycia akcji) 6,9 proc. (dywidenda wypłacona w 2018 r.). Przy czym w kolejnych latach była tylko niższa, a w 2023 r. wyniosła 4,7 proc. (w stosunku do wartości inwestycji). Tymczasem koszt kapitału pomiędzy 2017 a 2023 r. powinniśmy liczyć na przynajmniej 8–9 proc. (w roku inwestycji). A dzisiaj – z uwagi na inflację i stopę „bez ryzyka” (czyli przy inwestycjach w papiery skarbowe) – ten koszt jest na poziomie dwucyfrowym.

Czytaj więcej

Paweł Borys, prezes PFR, o przejęciu Pekao SA: Żubr wróci do Polski

Zatem, uwzględniając nawet nominalny wzrost wartości akcji po podniesieniu stóp przez NBP (i wzroście wyniku odsetkowego banku) w ciągu ostatniego 1,5 roku, nie da się obronić tej inwestycji, jej rentowność jest nadal ujemna. Również twierdzenie, że kurs banku zwyżkuje, bo spadło ryzyko regulacyjne (ja nic takiego nie zauważyłem, liczę natomiast na rzetelne traktowanie sektora bankowego przez nowy rząd), a stopy procentowe pozostaną dłużej wysokie (ja mam nadzieję, że będą spadać szybciej, gdyż liczę na rozsądną politykę fiskalną nowego demokratycznego rządu w przeciwieństwie do nieodpowiedzialności populistycznych poprzedników), też należy włożyć między bajki.

Problemów polskiej bankowości nie rozwiąże nacjonalizacja systemu finansowego

Problemów polskiej bankowości nie rozwiąże nacjonalizacja systemu finansowego. Wedle NBP i KNF sektor bankowy po trzech kwartałach 2023 r. zarobił na czysto ok. 21 mld zł, czyli cztery razy więcej niż rok wcześniej. To dobry wynik. Przedstawiciele sektora bankowego wskazują jednak, że te zyski osiągnięte w środowisku podwyższonych stóp procentowych nie oddają prawdy o sytuacji sektora.

Dużo się mówi o miliardowych zyskach banków, jednak Polska wykazuje najwyższy poziom efektywnego opodatkowania sektora bankowego w UE, na poziomie ponad 40 proc. Wedle przedstawicieli Związku Banków Polskich, to „skutkuje sytuacją, w której nasz sektor bankowy nie jest w stanie sfinansować wszystkich potrzeb gospodarki”. Problem braku zdolności do generowania kapitału pogłębiają różnego rodzaju – w ocenie ZBP – populistyczne projekty rządowe, np. wakacje kredytowe, które dodatkowo obciążyły finanse polskich banków kwotą ok. 15 mld zł. Do wciąż nierozwiązanych problemów należy zaliczyć kredyty frankowe, które bez ustawowych rozwiązań – w ocenie ZBP – będą ciążyły na wynikach polskiego sektora bankowego jeszcze 10–15 lat.

Wyzwania to, po pierwsze, partycypacja polskiego sektora bankowego w finansowaniu potrzeb inwestycyjnych krajowej gospodarki, które w kilku kluczowych obszarach (transformacja energetyczna, wydatki zbrojeniowe i infrastrukturalne) będą opiewać w najbliższych latach na ponad 200 mld zł rocznie.

Luka kapitałowa w sektorze bankowym

Tymczasem według szacunków samego prezesa Pekao zgromadzone nadwyżki kapitałowe i wpływy z zysków z bieżącej działalności powinny pozwolić bankom na sfinansowanie do 160 mld zł wydatków inwestycyjnych rocznie. Mamy zatem nadal poważną lukę kapitałową i to jest realnym wyzwaniem, a nie mrzonki o nacjonalizacji.

Te państwa eksperymentowały z nacjonalizacją, prywatyzowały majątek państwowy, tworzyły regulacje rynkowe czy budowały rynki kapitałowe długo przed nami. Warto sięgać po te doświadczenia

Nie zapominajmy ponadto, że badania banków kontrolowanych przez rządy wykazują, iż są one mało efektywne, a kredyty często trafiają do firm politycznie powiązanych z władzą. Pisałem o tym wielokrotnie, podając konkretne przykłady, również na łamach „Rzeczpospolitej”. Dlatego rola państwa w gospodarce powinna być wzmocniona jako regulatora i monitorującego obrót gospodarczy, ale z drugiej strony powinno temu procesowi towarzyszyć stopniowe ograniczenie funkcji właścicielskiej państwa. To drugie jest niemożliwe bez pierwszego.

USA zawsze regulowały swój rynek przez stanowienie prawa i profesjonalne instytucje, dbające o jego przestrzeganie. Europa dopiero pod koniec XX w. dała sobie spokój z mrzonkami nacjonalizacyjnymi i rozpoczęła prywatyzację sreber rodowych. Nowemu rządowi należy życzyć determinacji i odwagi w odwrocie od populizmu gospodarczego à la PiS. Rządzenie bowiem polega też na umiejętności przygotowania wizji rozwojowych w konsultacji z profesjonalistami i praktykami biznesowymi, którzy znają doświadczenia innych krajów UE. Te państwa eksperymentowały z nacjonalizacją, prywatyzowały majątek państwowy, tworzyły regulacje rynkowe czy budowały rynki kapitałowe długo przed nami. Warto sięgać po te doświadczenia zamiast być niewolnikiem urojeń, które zainfekowały polskie umysły w ciągu ostatnich ośmiu lat.

O autorze

Maciej Stańczuk

Maciej Stańczuk jest członkiem TEP i doradcą BCC

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację