Oczywiście naiwnością jest sądzić, że rozwód ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego automatycznie stworzy instytucję wolną od zewnętrznych nacisków.

Przez całe dekady prokuratura uzależniona była od polityków. W PRL szefowie poszczególnych jednostek byli przynoszeni w teczkach przez I sekretarzy. Niewiele się zmieniło w czasach III RP, kiedy prokuratura miotana od ściany do ściany stała się narzędziem walki politycznej niemal wszystkich opcji, które były u władzy.

Zawsze znajdowali się w tym środowisku ludzie o nędznych charakterach, którzy swoją karierę stawiali wyżej od dobra wymiaru sprawiedliwości. Przez całe lata obserwował to prokuratorski narybek, dla którego postawa starszych kolegów była jedynym wzorcem. Tak rodziły się kolejne prokuratorskie pokolenia, dla których uległość wobec władzy była czymś oczywistym i naturalnym. Równała się szybkiej, błyskotliwej karierze.

Przed nowym prokuratorem generalnym stoi więc duże wyzwanie. I nie chodzi tutaj o konieczne zmiany organizacyjne czy znalezienie większych środków na funkcjonowanie tej instytucji. Wyzwanie jest znacznie większe, prokuratura potrzebuje bowiem silnego mentalnego wstrząsu. Takiego, który przegna z tej instytucji ducha oportunizmu.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/05/tomasz-pietryga-zaszczepic-prokuratorom-niezaleznosc/]Skomentuj[/link][/ramka]