Adwokatowi ustanowionemu z urzędu przysługuje zażalenie na postanowienie sądu I instancji w kwestii przyznania mu od Skarbu Państwa kosztów pomocy prawnej, tzw. urzędówki, a przyznana kwota nie może być niższa od minimalnych stawek określonych w taksie adwokackiej – to sedno czwartkowej uchwały Sądu Najwyższego (sygnatura akt III CZP 2/12)
Taksa to rozporządzenie ministra sprawiedliwości (obecnie z 28 września 2002 r.), które określa m.in. wynagrodzenie adwokata z urzędu, czyli ustanowionego przez sąd dla osoby, której nie stać na prywatnego adwokata. Taki pełnomocnik prowadzi sprawę niejako na kredyt. Jeśli wygra, to sąd zasądza mu honorarium od strony przegrywającej, jeśli przegra, zasądza je od państwa.
Rozporządzenie określa dokładnie, w zależności od rodzaju sprawy, stawki minimalne, ale pozwala sądowi zwiększyć je sześciokrotnie po wygranej, natomiast po przegranej tylko do 150 proc.
W sprawach, które prowadziła adwokat Anna Kobińska, sąd wyszedł jednak poza taksę. W krótkim czasie ustanowił ją pełnomocnikiem w trzech sprawach o duże kwoty, które Wiesław B., mający dolegliwości psychiczne, wytoczył dwóm sąsiadom i poczcie. Sąd przyznał jej 1,8 tys. zł honorarium w jednej i po 180 zł w pozostałych, choć minimalna stawka wynosiła 7,2 tys. Wprawdzie do procesu w żadnej nie doszło, ale adwokatka przekonywała SN, że się sporo napracowała: musiała szukać powoda, odnalazła go dopiero w szpitalu, a dzięki temu, że nakłoniła go do cofnięcia pozwów (zupełnie niezasadnych), skorzystał nie tylko on, ale i sąd, bo miał mniej pracy.
Podobnie argumentowała przed krakowskim Sądem Apelacyjnym, domagając się podwyższenia honorarium. Ten nabrał wątpliwości, czy adwokat z urzędu ma prawo do odwołania, gdyż nie chodzi o koszty obciążające stronę procesu, ale wydatek państwa. A jeżeli tak, to czy ze względu na rodzaj sprawy oraz nakład pracy adwokata sąd może mu przyznać wynagrodzenia niższe niż stawki minimalne. I takie pytanie skierował do SN.